piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział V


               Po obiedzie ruda poszła samotnie na błonia. Jednym z jej ukrytych talentów było to, że pięknie rysowała. Czasem siadała sobie przy drzewie i szkicowała postacie bądź krajobrazy, które malowały się o różnych porach roku przy jeziorze. Tego dnia miała ogromną wenę i zapał by coś stworzyć. Gdy tylko chwyciła pióro, ręce same prowadziły, bez zastanowienia.
               Nieopodal tej sceny kręcił się młody Malfoy z Albusem. Oni też mieli w tym czasie przerwę, czekali na wolne boisko do Quddicha, zajmowali je właśnie Krukoni. Albus zauważył, że niedaleko nich stoi Penny – jego koleżanka z Hufflepuffu wraz z Sidney i Glorią, jej współlokatorkami. Scorpius widząc to, stwierdził, że nie zbyt ma ochotę iść do nich.
               - Idź, ja się jeszcze przejdę i pójdę sprawdzić boisko – powiedział blondyn.
               - Dobra, widzimy się niedługo – machnął do niego i poszedł do Puchonek.


               Scorpius szedł wzdłuż błoni i nagle zobaczył Lily, która wyglądała na bardzo zajętą. W takim zamyśleniu wyglądała naprawdę atrakcyjnie i na samą myśl o tym Malfoy się speszył, jakby bał się, że ktoś zajrzy za moment w jego myśli. „Debil!” – skarcił siebie w duchu, mimo to był bardzo ciekawy co Gryfonka właściwie robi i podszedł do niej bliżej, ale tak by go nie zauważyła. Zerknął jej przez ramie co robi. Dziewczyna tworzyła piękny krajobraz Wierzby Bijącej, przez którą przechodzą promienie słoneczne. Narysowane to było niby banalnie, ale jednak miało swój urok. Było zachwycające, aż sam Malfoy był zaskoczony, że można to tak ładnie przedstawić.
               - Ładne – powiedział cicho, ale tak by ona mogła to usłyszeć, dziewczyna podskoczyła i odwróciła się
               - Idioto! – krzyknęła – Nie strasz mnie!
               - Masz jeszcze jakieś prace? – powiedział, nie zwracając uwagi na jej krzyk, aż sam był zdziwiony, że był dla niej tak miły. Nigdy nie rozmawiał w normalny sposób z Młodą Panna Potter.
               - A co cię to interesuje? – syknęła zerkając na niego.
               - Po prostu uważam, że naprawdę ładnie rysujesz. – stłamsił w sobie lekkie zakłopotanie i uśmiechnął się jak najładniej umiał.
               - Poważnie? Znaczy się… - zawahała się przez chwilę i wróciła do swojego normalnego tonu, którym zawsze atakowała blondyna. – Nie wiem po co mi to mówisz Malfoy. – wycedziła z wymuszoną kpiną.
               - Jestem chamem źle, jestem miły źle – zaczął z udawanym oburzeniem – najlepiej to w ogóle się nie odzywać.
               - Tym byś dogodził wszystkim – uśmiechnęła się do niego znacząco i odwróciła wzrok.
               Blondyn przewrócił tylko oczami i usiadł obok dziewczyny.
               - Dobra, nie marudź, pokaż co masz – powiedział.
               Dziewczyna w końcu uległa i zaczęła pokazywać mu swoje wypociny. Siedzieli razem i rozmawiali. To była ich pierwsza normalna rozmowa, którą przeprowadzili. Bez jakiegokolwiek dogryzania bądź kłótni, która gościła w ich relacjach regularnie. W końcu zorientowali się, że za chwile zaczynają się zajęcia. Lily zebrała rzeczy i oboje ruszyli w stronę zamku.
               - Dobra, bo ja mam trening, lecę – spojrzał na nią i uśmiechną się delikatnie. Przystanął jeszcze na moment i dodał – No nawet czasem da się z tobą porozmawiać Ruda.
               Nie zdążyła nawet nic powiedzieć, bo blondyn już pobiegł w stronę boiska. Zarumieniła się delikatnie i spuściła wzrok. Nigdy nie pomyślałaby, że Scorpius – chłopak, który od samego początku pobytu w szkole naprzykrzał się i dodawał chamskie docinki - jako pierwszy zobaczy jej prace. Nikomu nie pokazywała swoich rysunków, a tym bardziej się tym nie chwaliła. W dodatku nie do pomyślenia dla niej było, że będzie tak swobodnie sobie z nim rozmawiała. Wszelkie opowiadania od wuja Rona na temat rodziny Malfoy’ów, które spłyszała Lily, były bardzo krytyczne. Draco w momencie zaręczyn z Astorią stał się innym człowiekiem, był zakochany i potrafił oddać dla swojej kobiety wszystko. Nie dziwne, że Scorpius już nie jest wcieleniem zła. Lucjusz królował pod względem swojego przesądnego punktu widzenia, jednak już nie miał takiego wpływu jak wcześniej. Dracon sam podjął decyzję o wychowaniu swojego dziecka i starał się by ten nie popełnił tyle błędów co on.
               Zaczęła się ostatnia lekcja, którą była Historia Magii. Lily mimo to, że zazwyczaj uczestniczyła w lekcjach i bardzo się udzielała, na tym przedmiocie nie mogła się skupić. Opowiadania Profesora przysparzały ją o senność. Walczyła ze sobą przez całą godzinę, by nie zasnąć. Widziała wokół ludzi, którzy bezpośrednio na pierwszych ławkach ucinali sobie drzemki, ona zaś nie chciała zrobić przykrości nauczycielami i starał się przynajmniej słuchać. Nagle jednak – a raczej ”w końcu” - rozległ się zbawienny dzwonek, ogłaszający zakończenie zajęć.
               Zostało jeszcze trochę czasu do kolacji, więc Gryfonka postanowiła wstąpić jeszcze do dormitorium. Przed portretem Grubej Damy zatrzymała się na chwilę by wypowiedzieć hasło.
               - Szkarłatne Oko – powiedziała pospiesznie, a obraz drgnął i zrobił miejsce w przejściu. W Pokoju Wspólnym rozbrzmiewały ożywione rozmowy. Przy kominku, na kanapie przesiadywała paczka Najstarszego Pottera, która naradzała się i prowadziła zaciekłe spory, który z nich ma podać młodemu McLagenowi z trzeciego roku nowy specjał Weasley’a.
               Przy stole po drugiej stronie siedziały dziewczyny z szóstego roku i jak co dzień gromadziły plotki, a główną osobą – jak zawsze – była Samantha Storme. Ładna, zgrabna i ciekawska osoba, a jednocześnie największa plotkara w Hogwarcie. Jeśli coś chcesz się dowiedzieć, to ona jest jak Prorok Codzienny. Nowe informacje na każdy temat, każdego dnia. Kto z kim jest, co się stało i jak… Co tylko dusza pragnie.
               W rogu na dwóch fotelach spoczywały dwie Gryfonki, z tego samego roku, co dziewczyny nieopodal. Jedną z nich była siostra Lily, Rose Weasley, zawsze rozważna i pomocna. Najwyraźniej uczyła się razem ze swoją koleżanką z dormitorium, którą Lily widywała czasem z Jamesem, Camille. Miały nos wciśnięty w książki i z ożywieniem notowały coś.
               Lily ominęła wszystkich i powędrowała kamiennymi schodami do dormitorium dziewcząt. W środku siedziała Sophie, która przeczesywała swoje długie, lśniące, brązowe włosy, wpatrzona jak zaczarowana w lustro. To był jedyny moment gdy Panna Brown była odizolowana od świata i nie próbowała zaciekawić wszystkich swoimi opowieściami.
               Rudowłosa usiadła na swoim łóżku, odłożyła wszystkie rzeczy na szafkę i opadła na czerwono-złotą pościel.
               - Co się dzieje Lil? – zaczęła nagle Lizzy. Wyrwała tym rudowłosą rozważeń.
               - Nie, nic… - wybąkała, nawet ona zauważyła, że nie brzmiało to ani trochę przekonywująco.
               W sumie nie kłamała, nic się nie stało. Jedynie najbardziej nieobliczalna i wredna osoba, z która Lily się nigdy nie potrafiła dogadać, właśnie tego dnia okazała jej „serce” i była miła. Ruda nie potrafiła tego jeszcze przyjąć dokładnie do wiadomości. Musiała zmienić jak najszybciej temat, bo dziewczyny by jej nie dały spokoju.
               - Mam dzisiaj jakiś gorszy dzień – zerknęła w stronę współlokatorki – Idziecie na kolacje?
               Elizabeth razem z Vicky kiwnęły potwierdzająco i już zaczęły się podnosić. Lily odciągnęła swoją przyjaciółkę od czesania i razem poszły do Wielkiej Sali.


               - Gdzieś ty się podziewał?! – krzyknął oburzony Albus, który czekał na swojego przyjaciela już przebrany w drużynowy strój Ślizgonów.
               - Yyy… - zawahał się blondyn, nie do końca wiedział co powiedzieć koledze – Musiałem jeszcze iść do Slaghorna, no wiesz… Klub Ślimaka.
               - Ja nie wiem po co ty tam w ogóle chodzisz – powiedział z poirytowaniem Potter – dobra, idź się przebierz. – dokończył ją spokojniej.
               Scorpius przeszedł do niewielkiego pomieszczenia, w którym znajdowały się stroje. Ściany były koloru zgniłej zieleni, a naprzeciwko wejścia ustawione srebrne szafki. Sięgnął do jednej z nich i wybrał swoją drużynową szatę i szybko ją wcisnął na siebie.
               O dziwo nie mógł się ani trochę skupić na grze, nic mu nie wychodziło. Jego głowę zaprzątała Mała Rudowłosa postać, która godzinę wcześniej siedziała z nim pod drzewem i rozmawiali ze sobą tak jakby od lat byli najlepszymi przyjaciółmi. Mimo karcenia siebie w duchu za każdym razem, Malfoy nie mógł pozbyć się jej z głowy. „Racja, była ładna, ale co z tego? To siostra mojego najlepszego przyjaciela!” – mówił do siebie w myślach.
               - Co się dzieje? – zaczął spokojnie Albus gdy zakończył się trening i już przebrani szli w stronę zamku. Scor spojrzał na niego niezrozumiale, chociaż dokładnie wiedział o co mu chodzi.
               - No jeszcze powiedz mi, że specjalnie zwaliłeś to wszystko – skomentował ironicznie jego reakcje zielonooki.
               - Oh, o to chodzi – udawał dalej blondyn – Po prostu mam dzisiaj gorszy dzień. Nie zawsze wszystkim wszystko wychodzi.
               - Nie chcesz, nie mów, ale widzę, że coś jest nie tak.
               „Gdybyś tylko wiedział…” – pomyślał Młody Malfoy.
               Nie dodał do tego nic więcej. Wiedział dokładnie, że nie spławi tym przyjaciela, on nie da się oszukać. Albus należał do ludzi cierpliwych i nie naciskał, dlatego Scorpius spokojnie mógł odpuścić jakiekolwiek tłumaczenia. Razem zgodnie, bez zbędnych słów ruszyli do Wielkiej Sali na kolacje.

Koniec kolejnego rozdziału. Jeśli są jakieś zastrzeżenia, opinie, krytyka, proszę śmiało. Jestem otwarta na to.

5 komentarzy:

  1. Zdobyłaś we mnie czytelniczkę. :) Pisz więcej, czekam na kolejny rozdział.
    Zapraszam również do siebie.
    http://sarahithekiller.blogspot.com/
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy ;) Zapraszam już we wtorek lub piątek na dalszy ciąg ;)

      Usuń
  2. Cześć! :-)
    Zgodnie z obietnicą, jestem już po lekturze Twojego opowiadania i zabieram się za komentowanie! Na początek mała dygresja: bardzo ładny szablon. Osobiście jestem fanką tych minimalistycznych, jednak pomimo to bardzo mi się podoba. Widzę, że zrobiłaś go sama — gratuluję, ja bym chyba nigdy nie była w stanie stworzyć takiego cuda. Nigdy nie byłam dobra w tych bardziej skomplikowanych graficznych sprawach.
    Muszę przyznać, że nigdy nie byłam fanką opowiadań osadzonych w czasach nowego pokolenia; może to dlatego, że jakoś zawsze byłam sceptycznie nastawiona do pomysłu, że „wszystko zostało w rodzinie” — praktycznie wszyscy pożenieni we własnym gronie i z gromadką dzieci. Drugim powodem jest pewnie to, że praktycznie każde opowiadanie o nowym pokoleniu, na które się natykałam, kręciło się wokół romansu Rose i Scorpiusa, a ta para jakoś wyjątkowo mi nie leży.
    Na szczęście Twoje opowiadanie jest o Lily, nie o Rose, więc raczej nie mam się czego obawiać ;-)

    Muszę się z Tobą zgodzić, że rozpoczęcie opowiadania od fragmentu epilogu z „Insygniów Śmierci” to bardzo dobry zabieg, biorąc pod uwagę tematykę Twojej historii. Ładnie łączy kanon z fanowskim ciągiem dalszym.
    Po pierwszym rozdziale coś czuję, że w pewnym momencie Lily spiknie się ze Scorpiusem. Cóż, przynajmniej nie jest to kolejne Scorose, na które mam alergię ;-) Zabrakło mi jedynie jakiejś króciutkiej wzmianki, w jakim domu jest Lily, jak układała się jej dotychczasowa nauka, te sprawy; mamy to powiedziane o Jamesie i Albusie, ale nie o głównej bohaterce opowiadania. Wiem, że jeśli chodzi o dom to można to wyczytać z zakładki albo domyśleć na podstawie tekstu, chociaż — powiem szczerze — trochę czasu mi to zajęło. Na początku, przez tę wzmiankę o błękitnej pościeli, byłam niemalże pewna, że Lily trafiła do Ravenclawu. Dopiero później doszło do mnie, że jest jednak w Gryffindorze.
    Harry i pan Weasley jako nauczyciele w szkole, w której uczą się Lily, Albus, James i cała reszta dzieciaków? Kurczę! Dla rodzeństwa i jego kuzynostwa trochę przekichane; teraz to rzeczywiście będą pod stałą kontrolą. Ciekawe, jak zareagują inni uczniowie. Naturalnie, część pewnie będzie uważała ich teraz za pupilki, które będą faworyzowane ze względu na rodzinne konotacje. Ciekawe, ciekawe… Ciekawi mnie, czy prośba profesor McGonagall skierowana do Harry’ego mogła być motywowana pobudkami innymi niż tylko ta, że poprzedni nauczyciel przeszedł na emeryturę…
    Jak widać Hogwart nie może istnieć bez chociażby jednej grupki dowcipnisiów na pokolenie. Najpierw Huncwoci, potem bliźniacy, teraz James i jego przyjaciele. A wszyscy do tego w jakimś stopniu spokrewnieni! Coś czuję, że namieszają jeszcze nie raz ;-) No i jak widzę, moje przypuszczenia co do paringu Scorpius/Lily zaczynają się sprawdzać!
    Ha! Chyba w każdej szkole jest taki klan „Słodkich Idiotek”; nie dziwota, że i Hogwart został jednym z wielu miejsc, w którym grasują! No i synowie Luny! Hufflepuff i Ravenclaw… Ciekawe i, moim zdaniem, bardzo odpowiednie! A co do Harry’ego — to bardzo dobrze, że stara się przekazywać nie tylko suchą wiedzę, ale i praktykę. A doświadczenie, które ma, na pewno mu w tym bardzo pomoże!
    A tym piątym rozdziałem to już mnie upewniłaś, że będzie ten przewidywany przeze mnie paring. To dość ciekawe — mówię o sposobie, w jaki kreujesz Scorpiusa. Chyba mamy zbliżone poglądy co do tego, jaki byłby jego charakter. Osobiście także uważam, że byłby znacznie mniej „radykalny” w swoich poglądach oraz milszy od Dracona. Chyba wyobrażam go sobie jako kogoś mniej więcej pokroju Teodora Notta. Lubię takich Ślizgonów; kreowanych na normalnych ludzi, a nie tych automatycznie wrednych, złych i uprzedzonych do innych. Podoba mi się! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o błędy, w oczy rzuciło mi się kilka, które się powtarzają: w dialogach zapisujesz formy zaimków osobowych dużą literą — powinny być małą; forma zapisu dużą ma swoje uzasadnienie jedynie wtedy, gdy piszesz np. list. Brakuje Ci też przecinków przed wołaczami — gdy bohater zwraca się do innego, wołacz powinien być tym przecinkiem odgrodzony, tak więc: „Co się dzieje Lil?” wypowiedziane przez Lizzy powinno być zapisane tak: „Co się dzieje, Lil?”. O, i kilkukrotnie w wykrzyknieniach wkradła Ci się niechciana spacja przed znak interpunkcyjny. Ogólnie błędów masz mało, a jak są, to są drobne i łatwe do naprawienia :-)

      Prosiłabym, abyś o nowych rozdziałach informowała mnie, zostawiając informację w zakładce do spamu.
      Pozdrawiam serdecznie i życzę mnóstwa weny! Czekam na kolejny rozdział!
      Z.

      Usuń
    2. Co do paringu to nic ci nie potwierdzę, ale też nie zaprzeczę, bo to gości w mojej głowie w bardzo skomplikowany sposób i może uda mi się to jakoś odzwierciedlić.
      Masz rację, nie zwróciłam uwagi by podkreślić wiele faktów o Lily, dużo przeoczyłam. Możliwe, że uznałam niektóre rzeczy za oczywiste, co było błędem, bo oczywiste są tylko w mojej głowie, ale nie dla wszystkich.
      Uwielbiam Huncwotów z dawnych lat i moim pierwszym planem było własnie stworzyć nowe pokolenie Huncwotów, lecz nie chce być tak bezpośrednia by ich tak nazywać lub wymyślać coś "oryginalnego". Paczka jest kolejnym fragmentem w szkole, który chce zostać legendą, tylko teraz nad sobą mają dawną legendę - Harry'ego Pottera, jak to przeskoczą?
      Co do typowych Ślizgonów, to chciałam trochę wplątać w taki rodzaj Lorenzo, bo jako trzeciego z przyjaciół od razu wyobraziłam sobie go jako lekkiego gbura i podrywacza. Takiego, jakiego tu przedstawiam, a przynajmniej się staram. Oczywiście mimo wszystko nie jest aż taki zły.

      Co do oceny pisma to bardzo dziękuje za wytykanie błędów. Będę starała się to poprawiać i zwracać uwagę. Bardzo dziękuje za tak obszerny komentarz i ocenę. To wiele dla mnie znaczy <3

      Oczywiście, że będę informować.
      Pozdrawiam!

      Usuń