piątek, 18 września 2015

Rozdział VIII


               Harry razem z Draco stali jak osłupieni na końcu korytarza. Wszyscy patrzyli na siebie zaskoczeni, aż w końcu zdecydowali się podejść. Potter zgarnął swoją córkę za ramię, a Malfoy syna w odwrotną stronę. Oddalili się od siebie i zaczęło się piekło.
               - Co ty z nim robiłaś? – zaczął pretensjonalnie Harry.
               - Rozmawiałam – spojrzała na niego z zaskoczeniem – A ty co robiłeś z ojcem Scorpiusa? O co chodzi?
               - To nie dotyczy ciebie, ale nie zmieniaj tematu – jego wzrok przeszywał Lily jak jakiś paralizator. – Dlaczego z nim rozmawiałaś?
               - Od dzisiaj masz zamiar mi wybierać przyjaciół? – rudowłosa była już zdenerwowana. Nie rozumiała swoje ojca, sam spędzał czas z Draco Malfoyem, podobno też nic do niego nie miał, a teraz robi pretensje.
               - Nie, ale nie podoba mi się wasza znajomość, już i tak ciężko mi było zaakceptować przyjaźń Albusa, wiesz jaka jest jego rodzina – powiedział już trochę ciszej.


               - No właśnie! – uniosła się Lily – Wiem, ale czy to oznacza, że on jest taki jak oni? Nawet go nie znasz! Nie możesz sobie darować, Albusowi dałeś spokój! – zacisnęła pięści. Jej wzrok mówił sam za siebie, była tak zła, że nie potrafiła dłużej prowadzić tej konwersacji. Odwróciła się na pięcie i zostawiła ojca samego. Udała się do Wielkiej Sali.

               - Czy ty zwariowałeś? Bratać się z wrogiem? – zaczął przez zaciśnięte zęby Draco.
               - Wrogiem? – warknął Scor i spojrzał w sufit. Miał coś dodać, ale nie było mu dane.
               - Nie chce was razem widzieć rozumiesz? – syknął starszy Malfoy stanowczo.
               - Ale… - bąknął, ale ojciec ponownie mu przerwał.
               - Powiedziałem coś! Nie będziesz się zadawał z córką Pottera. Już znoszę to, że twoim przyjacielem jest jeden z jego nędznych synów. – wypowiedział to z takim niesmakiem, jakby za moment miał zwymiotować –Zabraniam Ci! To moje ostatnie słowo.
               Spojrzeli na siebie jeszcze na moment i po chwili Draco odszedł od syna. Scorpius nie miał siły na to by się stawiać ojcu, nie chciał się z nim kłócić, ale też go nie popierał. Nie mógł pozwolić na to by ktoś mu wybierał przyjaciół. Będzie się zadawał z kim chce. Wewnątrz wrzało w nim jak w kociołku, ale postanowił nie pokazywać tego po sobie. Wciąż nie porozmawiał z rudą, musi to zrobić. Poszedł w stronę Wielkiej Sali.

               Lily usiadła przy stole Gryffindoru. Czuła narastającą złość w sobie. Nie miała już siły na to wszystko. Nie dość, że jej ojciec jest nauczycielem, to kombinuje coś z ojcem Scorpiusa i na dodatek ma problem do ich znajomości. Była tak pochłonięta myślami, że nie zauważyła na sobie przerażonego wzroku przyjaciółki.
               - Co się stało? Pokłóciliście się? – zapytała zatroskana Sophie
               - Nie, nawet nie zdążyliśmy – odparła przez zaciśnięte zęby – Nasi ojcowie nam przerwali, wyobrażasz to sobie?
               Spuściła wzrok i starała się uspokoić, ale kiepsko jej to wychodziło. Sof miała w głowie wiele pytań, które się kłębiły. Co robił ojciec Malfoya w szkole, dlaczego aż tak źle zareagowała, czy coś się dzieje, że dwóch aurorów jest w szkole? Nie było jej dane, bo do sali wparował widocznie rozdrażniony Scorpius. Rozejrzał się chwile i nie zwracając uwagi na nikogo, podszedł do młodej Potterówny.
               - Nie odpuszczę, musimy porozmawiać. – zaczął lekko przyciszonym tonem, siadając obok rudowłosej
               Dziewczyna lekko zaskoczona spojrzała na niego, ale po chwili kiwnęła głową i kącik jej ust drgnął. Mimo nerwów jakie przysporzył jej ojciec, ucieszyła się, że Scor nie ma zamiaru zrezygnować.
               - Na błoniach o północy – dodał z lekkim uśmiechem i odszedł.
Ruda przez chwilę patrzyła w miejsce gdzie siedział przed chwilą blondyn. Poczuła ulgę i falę ciepła w swoim ciele. Ujrzała wzrok przyjaciółki, w którym widniały iskierki zachwytu.
               - No tego to ja się nie spodziewałam – zaczęła brunetka przysuwając się jednym ruchem do przyjaciółki.
               - Wierz mi, że ja też.
               Gdy zjadły śniadanie, poszły spokojnie na zajęcia. Nie czekało ich w dzisiejszym dniu nic ciekawego. Lily po głowie wędrowały wciąż myśli „co mu powie”. Nie wiedziała do końca o czym ma z nim rozmawiać. Jej uczucia nie były jasne, nie wiedziała jak ma się zachować. Podejdzie do niego i powie, że już nie mogą sobie żartować jak zawsze? To będzie zbyt bezpośrednie. Może jednak powie, żeby zakończyli znajomość, bo może wyjść z tego coś złego. Ale czemu? Sama tego nie chciała.
               Biła się z myślami przez cały dzień. Nawet nauczyciele to zaczynali zauważać. Co jakiś czas dostawała pytania czy coś się stało, bo wyglądała jakby była w innym świecie. Starała się skupić, ale nie mogła przestać rozmyślać. Ostatnio bardzo często ma takie dni, lekcje przestały wzbudzać w niej zainteresowania. Od zawsze była głodna wiedzy i nowych doświadczeń, a dziś. Dzisiaj miała na głowie ważniejsze sprawy. Obawiała się najgorszego, że Albus się dowie, że ojciec się wygada. Nie mogła sobie z tym wszystkim poradzić.
               Dopiero na zajęciach Hagrida uświadomiła sobie poranne spotkanie z ojcem. W sumie, dlaczego był tam Draco Malfoy? Co oni razem kombinują? Zagadka w szkole, o której nikt nie wie. To było dla Lily bardzo dziwne. Racja, jej ojciec pracował ze starszym Malfoyem, ale czy to oznacza, że już mają być znajomymi i robić coś wspólnie. Coś tu nie pasuje. Poczuła, że musi odkryć tajemnice ojca. Nie dbała o konsekwencje, chciała wiedzieć.
               Minęły już wszystkie lekcje, a Lily szła korytarzem, zmierzając do portretu Grubej Damy. Pogoda coraz bardziej dawała do zrozumienia, że zbliża się zima. Chłód był wyczuwalny nawet we wnętrzu zamku. Dziewczyna okryła się szatą i szła dalej. Zza rogu wyszedł Lysander Scamander, milutki blondyn, który miał wetknięty nos w książkę o magicznych stworzeniach.
               - Cześć Lys – powiedziała Lily gdy był już na tyle blisko by ją usłyszeć.
               Chłopak podniósł wzrok i z nieukrywanym zaskoczeniem uśmiechnął się do koleżanki. Poczuła wtedy, że już każdy problem minął. Blondyni mieli coś takiego w sobie, że jeden gest potrafił uspokoić. „Tak, blondyni…” – powiedziała do siebie w myślach.
               - Cześć słodka, jak się masz? – stanął naprzeciwko.
               - Jak już ciebie spotkałam, to o wiele lepiej.
               - Mimo mi to słyszeć – uraczył ją kolejną porcją swojego słodkiego uśmiechu. Lil nigdy by nie pomyślała o nim w ten sposób, ale wiedziała, że każda dziewczyna pragnęła by takiego uśmiechu na co dzień. – Widzę, że coś się dzieje. Czy chodzi o młodego Malfoya, widziałem, że dzisiaj rozmawialiście i to nie pierwszy raz.- ostatnie wypowiedział bardzo znacząco.
               - Może coś w tym jest – odparła z lekkim zakłopotaniem. Taki właśnie był Lys, bezpośredni i mimo, że nie robił tego specjalnie, zawsze dostrzegał jak coś jest nie tak. Nigdy nie ukrywała znajomości, że Scorpiusem i właśnie wtedy uświadomiła sobie, że dzisiejsza scena z blondynem dała ludziom do myślenia. Skarciła siebie w duchu za taką lekkomyślność.
               - Nie martw się, z tego co zauważyłem, to on nie jest taki zły. – powiedział chcąc ją pocieszyć – A teraz musisz mi wybaczyć, brat na mnie czeka.
               - Nie ma problemu, leć. – powiedziała, z jak najbardziej mogła w tym momencie, szczerym uśmiechem. Chłopak posłał jej tylko wzrok, który miał jej dodać otuchy i oddalił się w swoją stronę. Stała tak jeszcze przez chwilę patrząc w podłogę. Zastanawiała się nad jego słowami i twierdziła, że ma rację. Nie jest taki zły. Zrozumie wszystko. Teraz już wiedziała co chce mu powiedzieć.
               W dormitorium Lizzy i Vicky były pochłonięte rozmową na temat jakiegoś chłopaka w szkole. Lil domyślała się, że Sam powiedziała im jakąś wielce ważną plotkę, która krąży po szkole i te podekscytowane paplały o tym jak najęte. Ruda leżała na łóżku i przeglądała jakąś książkę. Udawała, że czyta, bo nie chciała wdawać się w dyskusje ze współlokatorkami. Sophie akurat była pochłonięta robieniem pracy na transmutacje, którą ruda już skończyła poprzedniego dnia. Teraz czekała aż wybije odpowiednia godzina by wymknąć się z pokoju i spotkać się z Scorpiusem. Z jednej strony była pewna tego co zrobi, ale z drugiej bała się tego i nie wiedziała jak to wszystko wyjdzie.
               Minuty jej się dłużyły jak godziny, zerkała wciąż na zegarek wyczekująco. Odłożyła książkę i poszła do łazienki się troszkę ogarnąć. Czuła się spięta. Nerwy z każdą minutą narastały jeszcze bardziej. Przebrała się, umyła zęby i spojrzała w lusto. Nic się nie zmieniła. Wciąż te same długie, gęste, rude włosy oplatały jej twarz. Blada cera odznaczała się przy ciemno zielonym swetrze. Po wyjściu ujrzała, że za piętnaście minut mają się spotkać. Postanowiła już wyjść by zaczerpnąć świeżego powietrza. Poczeka spokojnie na miejscu. Wymknęła się z Pokoju Wspólnego i przeszła pustymi korytarzami. Ostatnio jak miała u siebie Mapę Huncwotów znalazła skrót na błonia. Nie było możliwości by ktoś ją tam przyłapał. Powędrowała do wyjścia i już siedziała nieopodal jeziorka. Oparła się o drzewo i czekała aż jej rozmówca przyjdzie. Teraz czuła jak dygoczą jej dłonie i w głowie zakrzątały się wątpliwości. A co jeśli on będzie miał inne zdanie? Opędziła od siebie ten cały bałagan i spojrzała w niebo. Wszystko o tej porze wydawało się takie spokojne, jakby spało. Wiatr lekko gwizdał i pod jego wpływem uginały się delikatnie gałęzie na drzewach. Ładny widok, miała ochotę to narysować. Żałowała, że nic ze sobą nie zabrała.
               - Hej ruda – wyłonił się zza drzewa blondyn, Lily podskoczyła na te słowa.
               - Cholera Malfoy, czy ty za każdym razem musisz mnie straszyć?
               - Nie, ale lubię jak jesteś taka przerażona. – uśmiechnął się do niej łobuzersko, ona mimowolnie odwzajemniła ten gest.
               - Posłuchaj… - zaczęła powoli
               - Ja zacznę – przerwał jej – Wiem, że ostatnio zachowywałem się jak kompletny idiota. Nie chce nawet sobie wyobrażać co wtedy pomyślałaś. Chce byśmy zostawili to za sobą. – zrobił pauzę by przełknąć ślinę - Czy byłoby źle gdybym zaproponował przyjaźń? – spojrzał na dziewczynę przenikliwie. Ta zaskoczona nie zareagowała na początku, ale po chwili ocknęła się i pokiwała energicznie głowa na znak, że się zgadza.
               Scorpius uśmiechnął się do niej i rozluźnił się automatycznie, jakby cały ciężar spadł z jego barków w jednej sekundzie.
               - Cieszę się. Nie chce marnować naszej znajomości, lubię z tobą rozmawiać i spędzać czas.
               - Ja też – odparła krótko. W głowie cieszyła się jak małe dziecko, że ona nie musiała tego mówić, że myśli tak samo. Jednak jej serce mówiło co innego, cierpiała. Chciała go przytulić, powiedzieć co chce, co czuje, ale po co? Nie chciała psuć tej chwili. Starała się jak tylko mogła wyrzucić to ze swoich myśli.
               - Musisz już iść? – zapytał
               - Nie
               - A więc chodź, pokaże ci coś. – złapał ją za rękę. Poczuła jak małe iskierki przechodzą przez jej ciało. Była przerażona i jednocześnie tak bardzo chciała by nigdy jej nie puszczał.
               Zmierzali w stronę zakazanego lasu. Wiedziała, że to zły pomysł, ale nie była w stanie zaprotestować. Oplatał ich gąszcz drzew, lecz po zaczęli wchodzić pod jakąś górkę, która nie wyglądała zbyt przyjaźnie. Nie wiedziała co ją czeka jak wejdą na szczyt, ale nie czuła zagrożenia. Mimo wszystko przy Scorpiusie czuła się bezpieczna. Droga nie była długa, ale stroma, lecz gdy dotarli na miejsce, blondyn puścił jej rękę i stanął. Sama poszła w jego ślady i rozejrzała się dookoła. Byli wyżej niż drzewa, górka nie była duża, lecz dzięki niej można było dostrzec piękne niebo usiane lśniącymi gwiazdami. Widok był zachwycający.
               - Powinnaś to narysować – powiedział zerkając na dziewczynę, która miała mocno zadartą brodę do górę.
               - O tym samym pomyślałam – odparła z zachwytem. – Skąd wiesz o tym miejscu?
               - Nawet nie wyobrażasz sobie ile już szlabanów miałem w zakazanym lesie. Znam tu wiele ciekawych miejsc. – uśmiechnął się znacząco i opadł na trawę, położył się i patrzył w górę. Lily ledwo myśląc zrobiła to samo. Nie odzywali się, słychać było tylko szum liści i czasem jakieś dźwięki, które zdradzały mieszkańców lasu.
               - Podoba mi się tu – powiedziała w końcu ruda.
               - Wiedziałem, że tak będzie, dlatego cię tu zabrałem.
               Znów zapadła między nimi cisza. Rudej przypomniał się poranny incydent i zrozumiała, że nawet nie zapytała o jego ojca.
               - Co ci powiedział ojciec? – zapytała odwracając głowę w jego stronę
               - Nic nowego, nie chce bym się z tobą zadawał.
               - A jednak tu jesteś. – w tym momencie ich oczy się spotkały. Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę.
               - Nikt nie będzie mi wybierał przyjaciół
               - Powiedziałam to samo – blondyn poprawił się z lekkim zaskoczeniem wypisanym na twarzy.
               - Ty? Córeczka tatusia? Sprzeciwiłaś się? – pytał rozbawiony
               - Bardzo zabawne Malfoy, przekomiczne – przewróciła oczami – No wyobraź sobie, że nie chciałam kończyć z tobą znajomości.
               - Tak? A to dlaczego? – zaczął i spojrzał na nią wyczekując odpowiedzi
               - Bo… No bo wiesz… - zająkała się. Nie miała zamiaru mówić mu co czuje i myśli. Mają być przyjaciółmi. – Bo nie wytrzymałabym bez twojego sarkazmu i niewyparzonego języka – odpowiedział w końcu
               - Tylko? – przybliżył się do niej delikatnie.
               - Nie przeginaj tleniona gnido – odparła i znów wbiła wzrok w niebo.
               - Już zaczynasz? – roześmiał się
               Nic mu nie odpowiedziała, ale czuła na sobie jego wyczekujący wzrok. W końcu zwróciła się w jego stronę. Zobaczyła jego błękitne tęczówki, które przedzierały przez jej całe ciało. Chciała powiedzieć mu jakie są piękne, ale nie mogła wydusić z siebie żadnego słowa. Robiło się coraz zimniej, a byli zaledwie tylko w szkolnych szatach. Lily mimo odczuwalnego chłodu nie była w stanie się poruszyć. Czuła się jak zamrożona. Nagle Scor spuścił wzrok i jednym gestem, w głowie rudej, zniszczył wszystko.
               - Zimno ci? Cała się trzęsiesz.
               Ruda ocknęła się i poczuła jak dygocze jej całe ciało.
               - Trochę… - odparła okrywając się szatą – Może już wracajmy.
               - Dobrze.
               Chłopak podniósł się jednym ruchem i podał rękę Lily. Ta odparła gest i podniósł ją. Nieszczęśliwym trafem, dziewczyna się zawahał i wpadła w ramiona blondyna. Lekko się odsunęła opierając ręce o jego tors i znów napotkała te oczy. Zamroziło ją, poczuła się błogo. Delikatnie się do siebie zbliżyli. W głowie kłębiło się milion myśli na minutę. Przymknęła delikatnie oczy. Czuła jego oddech w okolicy ust.
Zdaje mi się, że jest jednym z najdłuższych rozdziałów.
Piszcie jak wam się podoba. Buziaki :*

6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Już nie mogłam sie doczekać, wchodzę i widzę, JEST!!
    Suuuper, że taki długaśny. Bardzo fajny rozdział. I to takie słoodkie. Scor i Lily ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo. Cieszę się, że sie podoba.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Rozdział cudowny! Tak myślałam, że zabronią im się spotykać... Mimo wszystko mam nadzieję, że będą parą! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się jeszcze okaże. Są ważni w tym opowiadaniu, ale jednak nie najważniejsi. ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Cześć! :-)
    Cóż, od początku podejrzewałam, że Harry i Draco nie będą zbyt szczęśliwi, kiedy dowiedzą się, że Lily i Scorpius są sobie coraz bliżsi, jednak AŻ TAKIEJ reakcji się nie spodziewałam! Jak widać, pomimo lat, pozornego zakopania wojennego topora oraz przyjaźni, jaka łączy ich synów, dalej nie pozbyli się niechęci… czy też nawet nienawiści.
    O, bardzo miłe spotkanie z synem Luny. Trochę wyczuwam w nim tę beztroskość Luny. Miło, że przyjaźni się z Lily (a przynajmniej jest z nią w dobrych stosunkach) :-)
    Przez cały ten rozdział ciekawiło mnie, o czym też Scorpius chce porozmawiać z Lily. Początkowo myślałam, że będą to wielkie wyznania miłosne, jednak się myliłam — i, szczerze, bardzo się z tego cieszę, bo bardzo lubię, kiedy relacje między bohaterami rozwijają się wolno, stopniowo, dając czytelnikowi mnóstwo pola do popisu w kwestii tworzenia różnych teorii oraz domysłów, a także do końca trzymając go w niepewności. Z drugiej strony, reakcja Lily wyraźnie wskazuje na to, że ta zaczyna coś do Scorpiusa czuć; on także wydaje się zainteresowany czymś więcej niż przyjaźnią. Ciekawe, jak to wszystko wyewoluuje — szczególnie biorąc pod uwagę antagonizmy pomiędzy ich rodzin. A ten cliffhanger na końcu…! Sama nie wiem, co o nim myśleć: z jednej strony spodziewam się pocałunku, ale przerwanie w takim momencie (i po takiej rozmowie), każe mi sądzić, że szykujesz jakąś niespodziankę, a zakończenie jest jedną wielką zmyłką ;-)

    Pozdrawiam serdecznie,
    Z.

    PS U mnie, wyjątkowo wcześnie, pojawił się kolejny rozdział. Zapraszam! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i moje opowiadanie nie jest mega zaskakujące, ale jednak nie będzie też niczym pewnym. Mój plan rozwija się w odpowiedni sposób, na razie nic pewnego, jednak coś się dzieje. Będzie dużo zmian i zaskakujących momentów, ale na to przyjdzie czas. Nie chce też całego opowiadania skierować w jedną stronę. Dlatego nie ma co się spodziewać tylko i wyłącznie w historii Scorpiusa. To świat Lily, u której będzie się bardzo dużo działo.
      Szczęście, złość, zawód, rozpacz, problemy, a może i też dobry koniec? Kto wie.
      Pozdrawiam !

      PS. Jako wierna czytelniczka twojego dzieła, zaraz idę zobaczyć dalszy ciąg.

      Usuń