- Muszę z nią porozmawiać – powiedział do siebie na głos. Za moment zorientował się co zrobił i rozejrzał się wokół. Na jego szczęście, nikogo nie było obok. Przeszedł szybkim krokiem do schodów prowadzących do Pokoju Wspólnego Slytherinu.
Nawet nie zwrócił uwagi na osoby, które siedzą w pomieszczeniu. Bez zastanowienia poszedł w stronę dormitoriów chłopców. Zatrzasnął za sobą drzwi i usiadł na łóżku. Zielono-złoty materiał oplatał cały materac. Nieopodal była szafka nocna zrobiona z ciemnego drewna. W środku Scor trzymał tam swoje podręczne rzeczy. Między innymi różdżkę, opakowanie fasole wszystkich smaków, czekoladowe żaby oraz coś co sprawiało, że czuł się lepiej. Małego pluszowego misia, który miał uszyty na drutach, przez jego babcię, sweterek w barwach Slytherinu. Nigdy nie pokazywał go nikomu, była to jego taka mała pamiątka z dzieciństwa. Gdy był smutny, zły bądź nie wiedział co miał zrobić to brał go w ręce. Zazwyczaj wtedy czuł się jak dziecko, jednak on swojego małego przyjaciela traktował jak skrawek serca. Zawsze gdy gdzieś wyjeżdżał to Ricky, tak go nazwał jak go dostał, był schowany w torbie bądź kufrze. Maluszek dodawał mu odwagi i jak zaczarowany pokazywał mu rozwiązanie. Dostał go w wieku czterech lat od swojego ojca. Pamiętał tylko to, że powiedział mu, że to jest jego przyjaciel, któremu może powierzyć każdy sekret. Tak właśnie go traktował, zostało tak do dzisiaj.
Blondyn chwycił swoją maskotkę i patrzył na nią przenikliwie, jakby oczekiwał, że mu odpowie. Po chwili lekko rozluźnił uścisk i spuścił wzrok. Tym razem Ricky nie był mu w stanie pomóc, problem był większej wagi. Nie wiedział co ma zrobić. Zrezygnowany schował swojego misia do szuflady i opadł na łóżko.
Otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł Albus.
- Co tam, stary? – zaczął z wielkim uśmiechem Al.
- Nic ciekawego, Klub Ślimaka chyba mówi sam za siebie.
Potter skrzywił się na to teatralnie i opadł na swoje łóżko. Uśmiech szybko wrócił na jego usta.
- Coś mnie ominęło? – spytał zaciekawiony Scor poprawiając się na łóżku. Jego przyjaciel był podejrzanie szczęśliwy.
- Nic szczególnego – odparł Albus machając ręką – Umówiłem się z Penny Storme, tą Puchonką.
- No to świetnie bracie, przybij – Malfoy wystawił rękę do przyjaciela, a ten jak automat podskoczył z łóżka i uderzył w dłoń chłopaka.
- Genialnie – rozpromienił się – Pen może nie jest wielce popularna i żywiołowa, ale słodka, skromna, piękna, zabawna…
- Dobra, bo dojdziesz jeszcze z tego nadmiaru emocji… – skomentował blondyn z uśmiechem.
Albus nie odpowiedział nic więcej tylko opadł znów na łóżko. Z wielkim uśmiechem patrzył się w sufit i widać było, że rozmyśla. W głowie Malfoya od razu pojawił się obraz tego co może teraz sobie wyobrażać jego przyjaciel. Romantyczny spacer po błoniach, pójście razem do Hogsmeade, upojne chwile w schowku na miotły, wiele tego było…
Noc była bardzo nie spokojna dla Lily. Co godzinę budziła się i patrzyła w okno, jakby szukała jakiegoś rozwiązania. Myślała o spotkaniu z Malfoyem. Nie rozumiała jego zachowania, a może nie chciała zrozumieć… Wiedziała co się dzieje w jej głowie, lecz nie mogła domyślić się jego planów. Chciałaby o tym zapomnieć, lecz to wracało i to z podwójną mocą. Przed oczami miała blondyna, który przeszywa ją pożądliwym wzrokiem i zbliżał się do niej. Poczuła wtedy falę ciepła, która przeszywała jej całe ciało. Chciała coś zrobić, ale gdy tylko on się zbliżał, czuła się bezwładna. Miał nad nią władzę. Wciąż słyszała jego słowa
- No no… Nie uciekaj. Co się dzieje? Boisz się ze mną zostać sam na sam?
Bać się? Nie wiedziała czy to strach czy może blokada, która nie pozwala jej dopuścić do siebie uczuć. Chciałaby wrócić do poprzedniego stanu, kiedy śmiali się, dokuczali sobie i czasem porozmawiali. Co się nagle stało?
- Muszę z nim porozmawiać – powiedziała do siebie. Odwróciła szybko głowę by zobaczyć czy to nikogo nie obudziło. Była dopiero piąta rano, więc nikt nie powinien jej usłyszeć. Gryfonka odetchnęła z ulgą i ponownie spojrzała w niebo.
O tej porze było jeszcze bardzo ponure i natłok chmur nie zezwalał słońcu się przebić. Patrzyła w nie niczym w odchłań, która w każdej chwili mogłaby ją porwać. Nie przepadała za jesienią, deszcz i spadające liście doprowadzały ją do depresji. Słońce było dla niej kumulacją energii, z której mogła czerpać każdego dnia. Gdy nadchodził jednak okres zimowy, czuła jakby ulatywała z niej chęć życia. Uwielbiała Święta, ale co z tego, jeśli one trwają kilka dni, a zima w Anglii spokojnie prawie cztery miesiące, czasem nawet dłużej. Niebo już o tej porze zdradzało swoje zamiary i pokazywało, że lato dobiegło końca.
Rudowłosa zaczęła czuć ciężar po tej sytuacji, że nie może tego nikomu powiedzieć. Nie chciała nawet pokazywać, że coś jest nie tak. Wiedziała jednak, że Sof mimo swojej gadatliwości zdoła zobaczyć u przyjaciółki zły humor. Pragnęła uniknąć konfrontacji z jej oceną, ale musiała to z siebie wyrzucić. Po to ma przyjaciół, by jej pomogli. To dodało jej trochę otuchy. Spojrzała w stronę łóżka Sophie i postanowiła ją obudzić by porozmawiać. Nie wiedziała, czy to dobry pomysł, ale poczuła, że potrzebowała tego właśnie w tym momencie. W głębi duszy wiedziała, że ten moment już nigdy więcej nie nastąpi i nikomu tego nie powie, jeśli nie zrobi tego teraz.
Wstała spokojnie i usiadła na brzegu łóżka. Potrząsnęła za rękę przyjaciółki, a ta za chwilę otworzyła oczy.
- O co cho… - zaczęła chrypliwym głosem brunetka.
- Ciiii – powiedziała Lily próbując ją uspokoić – Przepraszam, ale koniecznie muszę z tobą porozmawiać. – uśmiechnęła się do niej błagalnie i wstała z łóżka.
- Dobra… - odpowiedziała i w żółwim tempie zaczęła się podnosić z miejsca – która godzina?
- Piąta, ale spokojnie, nie zajmę ci dużo czasu. – Sof zrobiła wielkie oczy, ale nic nie powiedziała. Przetarła jedną ręką twarz i zgarnęła sweterek z kufra.
- Co się dzieje?
- Nie tutaj – Lil otworzyła drzwi i razem zgodnie wyszły do Pokoju Wspólnego. Na szczęście nikogo tam nie było. Rozsiadły się wygodnie na kanapie i zapadła cisza.
Ruda nie wiedziała jak się za to zabrać, co powiedzieć. Gdy tylko otwierała buzie, to po momencie rezygnowała. Było to dla niej bardzo ciężkie. Panna Brown starała się nie poganiać przyjaciółki, widziała, że ma problem. W sumie czekała na tą rozmowę.
- Kochana – oznajmiła spokojnie Sophie – Wiesz o tym, że wszystko możesz mi powiedzieć. Zawsze ci pomogę i wesprę.
- Ale ja nie wiem..
- Spokojnie, wiem, że to trudne, ale wyduś to z siebie! Jakbyś wypluwała niedobre jedzenie, no już!
- Coś jest na rzeczy ze Scorpiusem… - wypowiedziała półgłosem Lily
- Że co?! – pisnęła i automatycznie zakryła usta.
- Przestań – spiorunowała ją ruda. – Bo ktoś jeszcze usłyszy.
- Ale jak to się stało? Czemu nic mi o tym nie powiedziałaś? O co dokładnie chodzi? Jezu! Ale on cię nie skrzywdził… Jak tak, to zamorduje bydlaka! – rozgadała się brunetka
- Nie, posłuchaj – westchnęła głośno i zaczęła opowiadać po kolei. Poczynając od spotkania w pociągu, do wczorajszego dziwnego zdarzenia po wyjściu sali ze spotkania Klubu Ślimaka.
Sophie spojrzała na przyjaciółkę z przerażeniem, zaskoczeniem i niezrozumieniem. Dało się dostrzec, że chciała jak najbardziej stłamsić te emocje, ale nie potrafiła.
- I co teraz? – zapytała lekko chwiejnym tonem.
- Pogadam z nim – odparła Panna Potter lekko spuszczając wzrok.
- Tak po prostu? – brunetka zrobiła zdziwioną minę.
- A co mam zrobić? Nie mogę go unikać do końca szkoły.
Obie spoglądały teraz w dół i zastanawiały się co zrobić. W duchu Sophie przyznała rację przyjaciółce, jedynym rozwiązaniem jest rozmowa. Nic innego nie zadziała. Może to im pomoże. Problem nie był wagi śmiertelnej, ale jeśli zaczyna czuć coś do wroga, to chyba jednak to coś oznacza. Brown spojrzała na rudowłosą, która wyglądała na przygnębioną. Przysunęła się do niej i przytuliła do siebie.
- Nie martw się, przecież nic się nie stało. Zawsze masz mnie, mi możesz okazywać wszystkie uczucia
Lily spojrzała na nią i za chwilę się uśmiechnęła. Sof wiedziała jak ją pocieszyć. Po chwili rozmowy poszły zgodnie do dormitorium, zrobiły codzienną toaletę i przebrały się w szaty szkole. Dopiero w tym momencie zbudziły się pozostałe lokatorki. Lily i Sophie nie chciały już czekać aż się przygotują, więc zeszły po kamiennych schodach i mijając portret Grubej Damy udały się do Wielkiej Sali. Śniadanie zaczynało się za pół godziny, ale to nie miało znaczenia. Ruda stwierdziła, że ma jeszcze dzięki temu czas by pomyśleć nad tym co powie Scorpiusowi.
Korytarz ciągnął się w nieskończoność. Dziewczyny milczały, widać, że obie pogrążone w rozterkach i przemyśleniach. Szły tak spokojnie, jednakowym krokiem. Jak duch zza rogu niespodziewanie wyszedł blondyn. Prawie na siebie wpadli.
Ich spojrzenia się skrzyżowały. Sophie wiedziała co ma zrobić, więc jak gdyby nigdy nic, posłała uśmiech przyjaciółce i odeszła w stronę Wielkiej Sali. Stali tak przez dłuższą chwilę, to patrząc się na siebie, to na swoje stopy. W ich głowach toczyła się bitwa, która miała zmusić do mówienia. W końcu spojrzeli sobie w oczy.
- Muszę z tobą porozmawiać – powiedzieli jednocześnie. Doprowadziło to do uśmiechu obojga, lecz nie na długo.
- Ty zacznij – Scor wskazał ręką na Gryfonkę już bardziej poważny.
- Ymm – zaczęła z zawahaniem – Chodzi o to, że…
- Tata? – rozbrzmiał głos Ślizgona.
Lily spojrzała na niego niezrozumiale i gdy dostrzegła gdzie się patrzy, od razu się odwróciła. To co ujrzała prawie zwaliło ją z nóg.
- Tata? – dorównała towarzyszowi rudowłosa.
No i oto jest. Miałam na niego więcej czasu, ale dzięki temu, że w mojej głowie kryje się akurat mnóstwo pomysłów, nie miałam najmniejszego problemu i rozdział był gotowy już we wtorek. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Nie zostawiłam w jakimś mega dramatycznym momencie, ale jednak zawsze coś.
Następny rozdział za tydzień, bo już w 20% jest napisany. Jestem przekonana, że tak do środy się z tym uwinę.
Pozdrawiam i śle buziaki moim kochanym czytelnikom!
Dobra, w końcu jestem!
OdpowiedzUsuńCóż, jestem na biwaku harcerskim, toteż okolicznosci nie pozwalają mi się mocno rozpisywać. (Druhna łypie na mnie podejrzliwie spod beretu ;)).
Cóż, najpierw muszę ogarnąć temat ogólnej fabuły. Na początku bałam się, że to opowiadanie to typowy romans typu Dramione czy Scrose. Na szczęscie okazało się, że nie wszystko kręci się tu wokoło wątka uczuciowego. Naprawdę ciekawie to wszystko sobie wymysliłas.
Cóż, Harry i Ron uczący w szkole? To dla Lily to chyba nawet lekcje ze starym Snape'em i Trelawney są pewnie atrkacyjniejsze niż lekcje z własnym ojcem. W każdym razie ja bym tak nie chciała. Złączenie Harry'ego i Dracona w jednej misji jest dosć oklepanym pomysłem, aczkolwiek tobie wyszedł bardzo dobrze. Co do samego paringu, jestem tym nieco zdziwiona. Zawsze było Rose+Scorpius, a tu nagle młodsza siostra? Ciekawe...
Co do szkolnych smieszków, to bardziej stawiałam na dzieci Luny. W końcu, to dzieci Luny, na miłosć boską! Aż mam chęć ci na klęczkach dziękować za to, że wstawiłas do tego opowiadania potomków Luny! Nigdy się z czyms takim nie spotkałam! I nigdy nie spodziewałam się też, że zaszczytne rolę Freda i George'a przejmą James i jego koledzy. Winszuję pomysłu.
A tak w ogóle, ten Slughorn nie ma już dosć tego Klubu Ślimaka? Ehhh... ten niepoprawny nauczyciel eliksirów...
Co do uczucia Lily i Scorpiusa, jesli pójdzie to dalej w tą stronę i Harry się dowie, to go chyba krew zaleje ;)
Kończę już, pozdrawiam i życzę weny,
Anaya Tyrell
Starałam się by to właśnie nie polegało tylko i wyłącznie na romansie, ale też na różnych problemach i przeciwnościach bohaterów.
UsuńNauczycielami jest Harry i dziadek Lily - Arthur :) Nie Ron.
Hmm Paringi w moim opowiadaniu skierowne teraz, nic jeszcze nie mówią... wszystko się okaże
Nie miałam zamiaru o nikim zapomnieć. Luna jest jedną z moich ulubionych bohaterek, więc nie mogłam tego pominąć!
Dziękuje bardzo, pozdrawiam.
Kochana! Wybacz, że komentuję dopiero teraz, ale chciałam przez weekend " odpocząć " pd wirtualnego świata. Zastania mnie jedno... Jak mogłaś skończyć w takim momencie? Serce mi już zaczęło przyśpieszać, a tu postanowili sobie zlot ojców zrobić! Swoją drogą czuję, że będą z tego kłopoty, bo w końcu komu by się spodobał romans dziecka z potomkiem odwiecznego wroga! Kurcze no opowiadanie jest świetne i czekam z zapartym tchem na kolejne!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Tutaj wszystko może sie zdarzyć. Właściwie myślałam, że nie zostawiłam w jakimś takim dramatycznym momencie. Bo w sumie czasem bywają gorsze.
UsuńBardzo się cieszę, że ci się podoba.
Pozdrawiam.
Cześć!
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie i wprost nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Świetnie piszesz i z łatwością się wciągnęłam w losy młodej Potter, i w ogóle Scor i Lily OMG!! Świetnie, świetnie. :D
P.S: Mam takie pytanie czy mogłabyś zrobić na mojego bloga szablon? Zostawiam mejla lub odpisz mi pod moim komentarzem. :)
miciakicia7@gmail.com
Bardzo się cieszę, że ci się podoba i za miłe słowa na temat opowiadania <3
UsuńCo do szablonu, to napisze do ciebie ;)
Cześć! :-)
OdpowiedzUsuńNa samym wstępie bardzo bym chciała przeprosić, że dopiero teraz komentuję, jednak miniony tydzień okazał się dla mnie bardzo pracowity i nie miałam zbytnio sił na wcześniejsze nadrabianie zaległości na blogach.
Powiem szczerze, że nigdy nie spodziewałabym się, że szesnastoletni Ślizgon, syn Draco Malfoya — ze wszystkich osób na świecie — największe pocieszenie będzie znajdował w… pluszowym misiu, pamiątce z dzieciństwa.
A chemia między Lily i Scorpiusem robi się coraz wyraźniejsza z rozdziału na rozdział. Końcówka, te okrzyki: „Tato?!”… Ciekawe, co na ciepłe relacje (ciepłe w porównaniu z tymi zwykle między Gryfonami i Ślizgonami) powiedzą ojcowie. Coś czuję, że już w następnym rozdziale się tego dowiem! ;-)
O, Sophie. Wydaje się bardzo miłą osobą, prawdziwą przyjaciółką od serca, która nie będzie tylko głaskać po główce, ale i popchnie we właściwym kierunku, jeśli będzie to potrzebne. A gdy stwierdziła, że zabije Scorpiusa, jeśli ten skrzywdził Lily, rozbawiła mnie szczerze, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Przyjemna postać.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam serdecznie i życzę mnóstwa weny,
Z.
Nie szkodzi, rozumiem to.
UsuńScor mimo wszystko jest dość skrytą osobą, czasem nawet przed przyjacielem ciężko mu się przyznać do niektórych rzeczy, lecz jak widać - także wrażliwą. Oczywiście w mojej wyobraźni właśnie taki jest.
Oh to na pewno, nawet sama się doczekać nie mogę aż wszystko zobaczycie!
Sophie właśnie taka miała być, niby słodka i niewinna, ale jeśli chodzi o kogoś jej bliskiego, to nawet i zabić, oczywiście nie dosłownie.
Dziękuje bardzo i pozdrawiam.