wtorek, 5 stycznia 2016

Rozdział XI


               Lily po konfrontacji ze Scorpiusem wróciła do Wielkiej Sali, nie opowiadając za wiele przyjaciółce zjadła sporą porcję klopsów w sosie pomidorowym. Zrobiło jej się trochę lżej, że mogła z nim porozmawiać, ale w duchu karciła się za swoją głupotę. Tak chciała powiedzieć mu dlaczego się tak zachowała. W sumie sama do końca nie rozumiała tego. Z jednej strony bardzo chciała się do niego zbliżyć w tamtym momencie, lecz gdy głębiej się nad tym zastanowiła, to doszła do wniosku, że to by nie wypaliło. Tyle sprzeczności, tyle przeszkód – jak niby by to miało funkcjonować. Albus by ją zabił, a co dopiero Scorpiusa. Co by powiedzieli rodzice? W głowie kołatało się tyle nie pasujących do siebie myśli. Zerkała co jakiś czas w stronę stołu Ślizgonów, lecz on twardo siedział odwrócony do niej tyłem. Dotykało to Lily, bo widziała ostateczną reakcje chłopaka na to wszystko, ale nie mogła się załamywać. Dziewczyna za chwilę otrząsnęła się. I krzyczała do siebie w duchu „Nie! Koniec! Od teraz tylko formalności! On nie jest wart tych uczuć”. Tak naprawdę sama w to do końca nie wierzyła, ale wolała w głowie mieć tego typu myśli. Dokończyła jedzenie i razem z Sophie poszły na kolejne zajęcia.


               Dzień minął całkiem szybko. W Pokoju Wspólnym rudowłosa siedziała skulona na kanapie i pisała swój esej na Historię Magii. Nie miała zamiaru kolejny raz robić sobie zaległości, więc wolała zrobić wszystko na bieżąco. Dookoła był gwar, a Lil dziękowała tylko niebiosom, że obdarzyły ją umiejętnością „wyłączania się”. Dzięki temu bez problemu potrafiła się skupić na zadaniu, jednak nie na długo.
               - No opowiedz mi w końcu dokładnie o czym z nim gadałaś. – powiedziała Sof przysiadając się do przyjaciółki. Trzymała kurczowo kubek z ciepłą herbatą, a iskierki w jej oczach migotały jak szalone.
               Lil przełknęła ślinę. Nie wiedziała co ma powiedzieć przyjaciółce, a okłamywać jej nie miała zamiaru.
               - Mówiłam ci już, nic takiego w sumie. Za dużo nie pogadaliśmy… - zaczęła spokojnie i dało się odczuć w jej głosie lekkie przygnębienie. By nie dać się zdemaskować, nie odrywała głowy od pergaminu i udawała, że wciąż jest skupiona na swojej pracy.
               - No i tyle? Nie masz zamiaru dalej próbować? Od kiedy Lily Luna Potter się poddaje? Nie poznaję cię dziewczyno! – powiedziała zaskoczona brunetka wznosząc ręce do góry – Zrób coś! No nie wiem… Napisz do niego by się spotkać w nocy na błoniach. Pogadajcie. Tą sprawę trzeba rozwiązać!
               - Możesz być ciszej trochę? – Lily machnęła ręką gdy Sof zaczęła już podwyższać swój ton. – Dobrze! Zrobię! – spuściła po chwili wzrok – Ale muszę teraz?
               - A kiedy ty chcesz? Im dłużej zwlekasz tym gorzej.
               - Oh dobra, chodź!
               Lily złapała pannę Brown za ramie i przyciągnęła w stronę schodów. Obie równo poszły do dormitorium i wspólnie zasiadły przy czystym kawałku pergaminu. Zapadła nagle cisza, która oznaczała tylko tyle, że ruda nie ma pojęcia co napisać. Wahanie narastało z chwili na chwilę.
               - Co ja niby mam napisać? – w końcu odezwała się.
               - Jak to co? Konkrety! Prosto i sprawnie – powiedziała brązowooka wpatrując się w przyjaciółkę i oczekując, że nagle zapali jej się lampeczka w głowie.
               - No to mi pomogłaś! – skomentowała ruda i oparła się o ręce by móc w jakiś sposób wymyślić składne zdanie.
               - Daj mi to! – powiedziała Sof zgarniając czysty pergamin sprzed nosa współlokatorki. Szybko naskrobała składny tekst i oddała w ręce Lily. – Może być?
               Dziewczyna przeczytała z pięć razy tekst zastanawiając się czy wszystko jest poprawne. Nie ważne było, że widniały tam zaledwie dwa zdania, ale musiała udawać profesjonalistkę.
               - Tak. Wysyłamy.
               Potterówna szybko zaangażowała małą sówkę by dostarczyła liścik do odpowiedniej osoby. Nie była przekonana czy jest to dobry pomysł, w końcu Malfoy chyba nie chciał już tej znajomości, ale czemu nie spróbować?

               Siedział ze spuszczoną głową i mimo ożywionych rozmów przyjaciół, nie potrafił się na tym skupić. Nie wiedzieć czemu pochłaniał go smutek i gniew. Nie potrafił opanować tych uczuć. Z chwili na chwilę narastało i nie dawało spokoju. Wszystko podpowiadało mu by w końcu dać sobie spokój i zapomnieć. To jest trudne, lecz chłopak coraz bardziej zaczynał dopuszczać to do swojego umysłu. Przez ostatnie tygodnie w jego głowie siedziała tylko drobna, rudowłosa Gryfonka, która tak naprawdę – nie chciała go. Dlaczego on ma zabiegać o względy kogoś kogo on nie interesuje. Postanowił, że w dniu dzisiejszym wraca do normalności. Jego przyjaciele byli priorytetem i nie ma zamiaru nic wybierać. Zmiany w jego zachowaniu miały diametralnie się zmienić. Nie będzie liczył na coś co nie jest tego warte.
               - Scor też tak myślisz nie? – zapytał rozbawiony Albus wyciągając blondyna z rozmyślenia. Ten tylko pokiwał głową by uniknąć niepotrzebnych pytań i dociekliwych spojrzeń. Nie istotne było, że nie wiedział o co chodzi, ważne by nie wchodzić w zbędne dyskusje.
               Po obiedzie Ślizgońska paczka poszła na lekcje. W końcu Scorpius zaczął włączać się do rozmów i do wielkich planów. Nie miał zamiaru już skupiać się na głupotach. Nawet jego przyjaciele zauważyli zmianę w towarzyszu. Blondyn od początku szkoły nie był aż tak ożywiony i zmotywowany by gdzieś wyskoczyć, by coś zrobić jak teraz.
               Chłopaki przez wszystkie godziny zajęć planowali kilka dni w przód. Nie mieli zamiaru się nudzić, wręcz przeciwnie. Grafik zapełniał się z każdą minutą. Lorenzo jako jedyny rzucił pomysł zapisywania wszystkiego, bo zawsze tak jest – plany planami, a potem wszystko się zapomina. Wciągu takiego czasu nazbierało się już z dwadzieścia punktów. Między innymi na liście znalazł się wieczorny wypad do Hogsmeade gdzie mieli spędzić pół nocy na sprawdzaniu zawartości sklepu Magicznych Dowcipów wujka Albusa – Freda i późniejszym wypróbowaniu oczywiście. Mieli świadomość, że tym zajmuje się paczka Jamesa, ale co by szkodziło sprawdzić z czym ma się do czynienia, zanim kupi się „towar” od młodych Huncwotów. Obiecali sobie, że od jutrzejszego dnia zacznie się realizacja wszystkich doświadczeń, żartów i miejsc, które chcieli zobaczyć.
               Rozbawieni, szczęśliwi i pełni życia postanowili pójść od razu do Wielkiej Sali na kolację.
               - Dobra to wy idźcie, ja do was dojdę, chciałem się jeszcze przebrać. – powiedział szybko Scor przed samym wejściem do sali. Chłopaki tylko przytaknęli i powrócili do rozmowy. Nie zaskoczyła ich wieść od przyjaciela, bo ten już nie pierwszy raz rzuca takimi słowami. Stwierdzili, że nie ma sensu kolejny raz dopytywać go po jaką cholerę chce przebierać się do kolacji.
               Chłopak ruszył w dół schodami by jak najszybciej załatwić sprawę. Przebranie się było pretekstem, miał zamiar wysłać rodzicom list, ale jak to wygląda przy kolegach. Czasem blondyn przejawiał typowe cechy Malfoy’ów, które kazały mu trzymać dumnie męskość na wolności, a słabość – czyt. Tęsknotę – w sobie.
               Wszedł do swojego pokoju, zgarnął napisany już list z szuflady w szafce nocnej i już miał wychodzić do Sowiarni gdy zobaczył coś dziwnego. Na samym środku jego łóżka przechadzała się mała, szara sówka. Nie zastanawiając się nawet nad tym skąd to biedne stworzonko pojawiła się w pokoju skoro nie było tam ani jednego okna, podszedł do niej. Przy nóżce przywiązany miała niewielki, zwinięty w rulonik pergamin. Chłopak podrapał ją za uszkiem, a ta zaczęła ochoczo pohukiwać w podziękowaniu. Odwiązał zwitek i rozłożył. Nie było na nim zbyt wiele napisane, ale i tak był w naprawdę ciężkim szoku gdy spostrzegł od kogo dostał wiadomość.



Spotkajmy się dzisiaj o 10 na błoniach.
Mam nadzieje, że nie sprawi ci to problemu.
L.           


               Blondyn przeczytał to jeszcze z dziesięć razy zastanawiając się czy na pewno dziewczyna chciała wysłać to jemu. Po kilku minutach wpatrywania się w słowa, schował kartkę do kieszeni spodni. To przypomniało mu, co powiedział chłopakom – miał się przebrać. Szybko zrzucił bluzkę z siebie i wcisnął ją do łazienki. Z szafy zabrał pierwszą lepszą i nałożył na siebie. Kolejnym problemem była mała sówka, która wciąż pohukiwała radośnie skacząc po jego zielono-srebrnej pościeli. Wciął ją do ręki i wybiegł z pokoju, mijając Pokój Wspólny i mało co się nie zabijając o fotel stojący na samym środku, wyszedł z pomieszczenia. Po drodze do Wielkiej Sali zaszedł do Sowiarni, odłożył szare stworzonko na parapet i gdy chciał już zawiązać na nóżce szkolnej sowy wiadomość to mała, szara kulka zaczęła groźnie skrzeczeć jakby domagała się by Ślizgon zwrócił na nią uwagę. Chłopak przewrócił tylko oczami rozumiejąc jej zachowanie i dla świętego spokoju zamienił sowę. Ona ucieszona ze swojego kolejnego polecenia szybko wyruszyła przez okno w swoją nową podróż.
               Malfoy starał się jak najszybciej mógł wszystko załatwić, ale jak widać, nie do końca mu to wychodziło. Minęła już połowa kolacji kiedy dotarł do Wielkiej Sali. Usiadł lekko zdyszany do stołu i od razu zaczął sobie nakładać sałatki i kiełbaski. Strasznie zgłodniał przez ta bieganinę.
               - Co ty taki zmęczony? Sowy cię napadły? – zaczął prześmiewczo Lorenzo.
               - Coś w tym stylu – dodał Ślizgon napełniając sobie usta jedzeniem i dając do zrozumienia przyjacielowi, że nie ma ochoty z nim w tym momencie rozmawiać.
               Po skończony posiłku blondyn odruchowo spojrzał na stół Gryfonów. Siedziała przy nim Lily razem z Sophie i jakimś blondynem. Byli naprawdę pochłonięci rozmową, bo widać było, że skuleni do siebie omawiają jakąś sprawę. Scorpiusowi poczuł gule w gardle i złość. Nie do końca wiedział dlaczego na ten widok akurat te uczucia dały się we znaki, nie do końca spodobał mu się ten obrazek, lecz nie miał zamiaru na to zwracać uwagi. „A niech się spotyka z kim chce” – powiedział do siebie, ale chyba za mało przekonywująco by dać upust dławiącym reakcjom. Opuścił Salę i razem z chłopakami poszedł do dormitorium.
               Wybiła godzina 9. Wciąż myślał nad tym czy iść spotkać się z Gryfonką. Z jednej strony bardzo chciał i czuł nadzieję, że coś się zmieni, lecz z drugiej strony… Nie chciał kolejnych sprzeczek, wypowiadania sobie czegoś co było wyssane z palca. Ma dość konfliktu i myślenia o tym wszystkim. Potrzebuje spokoju ducha i skupienia się na tym co jest w tym momencie istotne. Chłopak został sam ze swoimi myślami, bo Albus popędził do swojej cudownej Penny, o której gadał przy każdej nadarzającej się okazji. Za to Lorenzo, w sumie jak to Lorenzo, pewnie znalazł sobie nową zdobycz i teraz obmyśla plan jak tu ją zaciągnąć do łóżka. Niby brunet nie pasował do Al’a i Scora, bo latał za dziewczynami jak piesek i szukał ofiar, które będą go głaskać tylko, że nie po głowie. Jednak był bardzo dobrym przyjacielem, oddanym i zawsze gdy był problem, on był przy nich. Oboje wiedzieli, że gdyby trzeba było to mogą na niego liczyć. Pogadać też się z nim dało, ale tylko gdy byli sami lub pod wpływem alkoholu.
               Decyzja blondyna zapadła naprawdę późno. Była prawie 10 i samotne leżenie go dobijało. Stwierdził, że nie zaszkodzi mu się dowiedzieć co panna Potter ma tym razem mu do powiedzenia. Szybko założył czarną bluzę z kapturem i wyszedł przez Pokój Wspólny na korytarz. Po chwili obserwacji czy ktoś przypadkiem go nie zobaczy, poszedł w stronę wyjścia. Pchnął ciężkie drzwi i znalazł się na zewnątrz. Wolnym krokiem szedł na miejsce, w którym zazwyczaj widywał Gryfonkę.

               Dziewczyna nie oszczędziła sobie przy tej okazji zabrania swojego szkicownika i pary ołówków. Nie wiedziała czy Ślizgon zdecyduje się jednak pojawić na wyznaczonym miejscu, więc musiała się jakoś zająć. Lustrując opadające gałęzie bijącej wierzby, nachalnie machała ręką by oddać ich łuk. Jeszcze spokojna i skupiona, siedziała oparta o drzewo. Za każdym razem jak zaczynała rysować, to złe myśli odchodziły. Dla niej był to relaks, pole do popisu i wyżycie się artystyczne. Jedni potrzebują zajęć siłowych, takich jak Quddich, a inni zwykłego pergaminu i pióra. Wszystko zależy od osobowości.
               - Co tam skrobiesz? – nagle, jakby spod ziemi wyrósł młody Malfoy. Dziewczyna, jak to zazwyczaj w takiej sytuacji, podskoczyła słysząc głos za plecami.
               - Czy za każdym razem musisz mnie straszyć? – zawarczała odkładając zeszyt na bok i robiąc miejsce przybyszowi.
               - Nie, ale to dość zabawne – posłał jej łobuzerski uśmiech i usiadł obok niej przy drzewie.
               Oboje przez dłuższy czas wpatrywali się w niebo. W głowie toczyła się wojna, która miała zdecydować czy odezwać się do drugiej osoby. Lily w końcu złapała oddech i delikatnie zwróciła się w stronę chłopaka, jednak w ostatniej chwili zrezygnowała. W sumie nie miała pojęcia jak zacząć to wszystko. Nie wiedziała co ma powiedzieć, jak to wyjaśnić, a zwłaszcza – jak to naprawić. Mieli bardzo podobne reakcje, ale nie potrafili tego dostrzec. Bitwa myśli wciąż trwała, a decyzja nie została podjęta. Milczenie zaczynało być coraz bardziej męczące i niezręczne. Wzrastał w nich gniew i bezradność. Z każdą chwilą byli bliżej rezygnacji z tej rozmowy.
               Po kilku minutach, lecz oboje odczuli to jakby ciągnęła się przynajmniej godzina, wkroczyła Lily.
               - Chciałam ci powiedzieć… - zaczęła i od razu Scor spojrzał na nią z błogą ulgą w oczach i wyczekiwaniem. Ona spuściła głowę w dół i jak już miała kontynuować, blondyn usłyszał jakieś głosy.
               - Ciii – uniósł rękę na znak, że coś jest nie tak.
               - Nawet nie wiesz jak to dla… - zaczęła rozpaczliwie Gryfonka. W końcu jak odważyła się coś powiedzieć, to Ślizgon wszystko zburzył i zaczął ją uciszać.
               - Ktoś tu jest, cicho. – wyszeptał do niej gniewnym tonem, a ona jak robot zesztywniała i nasłuchiwała co się dzieje.
               Podejrzani byli zbyt daleko by zrozumieć sens ich słów. Chłopak wyjął z kieszeni różdżkę i rzucił zaklęcie. Lily domyśliła się, że było to jedno z tworzenia barier, przez które nikt ich nie zauważy, bo Scorpius zaczął wstawać. Dziewczyna poszła w jego ślady i stała za jego plecami przysłuchując się rozmowie jakiś osób. Postacie były dość daleko, ale zbliżone do siebie. Jedna była wyższa od drugiej. Panna Potter uświadomiła sobie, że kojarzy już tą sytuację.
               - No i co mamy teraz zrobić? – dobiegł stanowczy, unoszący się po błoniach, głos jednego z mężczyzn, którego nie dało się dokładnie zidentyfikować. Nawet blask księżyca nie dawał tyle światła by móc rozpoznać kim był.
               Lily słysząc to złapała odruchowo chłopaka za rękę. On mimo, że wiedział co się stało, nawet nie drgnął. Dalej starał skupić się na rozmowie.
               - A co ja jestem? Wróżka? Musimy poczekać. – odpowiedział spokojniej drugi mężczyzna, lecz na tyle unosząc głos, że byli w stanie wyraźnie to usłyszeć.
               Para nastolatków spojrzała po sobie i już wiedzieli co jest grane. Porozumiewawczo lekko odsunęli się od drzewa i próbowali dokładniej zlokalizować dwie postacie.
               - Czekać? Na co ty chcesz czekać? Aż w końcu go zabiją lub znajdą kolejną ofiarę? – jeden z nich rozdrażniony już zaczął się zbliżać do drugiego. – W sumie czego można się spodziewać po tobie? – dodał, akcentując ostatnie słowo.
               - No tak, bo wielki wybawca i bohater świata jest taki dobry i nie potrzebuje pomocy. Jak masz problem to po co ja tu jestem? – powiedział wyższy osobnik.
               Lily i Scor doskonale wiedzieli, że ten obrazek przed ich oczami to ich ojcowie. Dalszy ciąg rozmowy przebieg znacznie ciszej i nie byli w stanie dosłyszeć ich słów. Za chwilę pojawił się strumień światła, który oznaczał, że jeden z nich zniknął. Domyślili się, że już zdenerwowany Draco Malfoy ulotnił się, bo dla niego przebywanie z Potterem jest ciężkie. Harry nie zwracając uwagi na to, odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę zamku. Gdy zniknął za drzwiami wejściowymi, Ślizgon i Gryfonka opadli na ziemie.
               - Już drugi raz ich widzę, w tym samym miejscu i o tej samej porze. Coś tu jest nie tak. – powiedziała Lily rozmyślając nad zdarzeniem.
               - Musimy zorientować się w jakie dni, bo może są to regularne spotkania. – zaczął Malfoy. – Chodź, robi się zimno.
               Wstali i poszli do skrótu, przez który nie ma szans by ktoś ich złapał. Wciąż ożywieni i zaciekawieni całą sytuacją, rozmawiali o przebiegu zdarzeń. Szukali kolejnych rozwiązań i każdy mówił co wiedział. Fakty nie były powiązane ze sobą, więc musieli wszystko sprawdzić.
               W pewnym momencie Lily się zatrzymała. Już od dłuższej chwili tylko nasłuchiwała rozterek blondyna, a ona zagłębiła się w własnych myślach, milczała. Chciała w końcu z nim porozmawiać, przecież po to się tu spotkali.
               - Nie po to dzisiaj się spotkaliśmy. – powiedziała stanowczo. Chłopak był dwa kroki przed rudowłosą i nagle zatrzymał się. Powoli odwrócił się i stanął, czekając na dalszy przebieg rozmowy – Musimy omówić tamten wieczór.
               - Dobrze, a więc… - zgodził się i zaczął, lecz tak naprawdę chodziło mu o to by dziewczyna kontynuowała.
               - To nigdy więcej nie może się powtórzyć – powiedziała szybko i spojrzała na towarzysza. Scor otworzył usta, lecz za chwilę zrezygnował. Pokręcił głową z niezrozumieniem i w końcu coś powiedział.
               - Tyle? – skomentował lekko rozdrażniony – Przychodziłem tu po to byś mi oświadczyła coś co już wiem.
               - Wiesz? – zaczęła cicho i ochryple.
               - No wyobraź sobie, że nie jest trudno się domyślić po twojej reakcji. Skoro potraktowałaś mnie jak skończonego chama, no to chyba jasne, że nie chcesz mieć ze mną do czynienia. – powiedział przewracając oczami i splatając ręce na piersi.
               - Nie, ja… - tym razem on nie dał jej dokończyć.
               - Daruj sobie! Skończy te gierki i zostawmy to tak jak było. Teraz nasza znajomość będzie tylko formalnością. Okryjemy co kombinują nasi ojcowie i tyle.
               - Jeśli tak chcesz… - powiedziała spuszczając wzrok na swoje nogi.
               - Ja chce? – Ślizgon był coraz bardziej poirytowany tą sytuacją – To ty tak zdecydowałaś. Ja tylko dostosowuje się do warunków. I wiesz co? – wziął głęboki wdech i przetarł ręką twarz – Po tej akcji nie musisz już męczyć się moim towarzystwem. Masz rację, nie powinniśmy rozmawiać. Ja zajmę się swoimi sprawami, a ty swoimi i każdy będzie zadowolony.
               Chłopak na sam koniec uśmiechnął się do niej sztucznie i odszedł.
No i nowy rozdział się pojawia. Trochę taki poplątany, ale zdaje mi się, że dość przewidywalny. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś to w ogóle czyta.

11 komentarzy:

  1. Nie za bardzo wiem na czym to polega, jednak na pewno się odezwę.
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Miałam nadzieję, że Lily pogodzi się ze Scorem, a tu taka niespodzianka...
    Czekam na następny 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż, tacy są. Uparci, wredni. Ja nic na to nie poradzę. :) Nie wiem kiedy się pojawi, ale zachęcam do zaglądania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Znowu się pokłócili... Ehh trochę mnie to już męczy, ale czekam na nowy rozdział z nadzieją, że tam już nie zerwą z sobą znowu kontaktu! :D
    Tak poza tym, rozdział mi się podoba i oczywiście będę czytać dalej. :)
    Jestem ciekawa o co chodzi z tą całą sytuacją z Draco i Harrym... ;>

    Pozdrawiam cieplutko! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu oboje mają silne charakterki i to wszystko tak wychodzi. Wszystko okaże się później i rozwinie, w swoim czasie.
      Pozdrawiam !

      Usuń
  5. Boski blog i rozdział ^^ czekam na kolejny i weny :)
    ~ gwiazdeczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, ale z weną ostatnio bardzo ciężko :)

      Usuń
  6. Opowiadanie pokazuje że skorp jest bardziej wygadany niż ojciec w jego wieku a to dobrze. Weny życzę pozdrawiam i zapraszam do przeczytania moich bazgrołów historia: katpotter.blog.pl
    wera roza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. historiakatpotter.blog.pl
      wera roza

      Usuń
  7. Zakochałam się w tym blogu, dawno nie czytałam tak wciągającej mnie historii. Ledwo znalazłam ten blog, a już go przeczytałam. Miniaturka też cudowna ^^. Zwykle nie komentuję, ale pomyślałam, że miłych słów nigdy za wiele. ;))
    Pozdrawiam i życzę weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zakochałam się w tym blogu, dawno nie czytałam tak wciągającej mnie historii. Ledwo znalazłam ten blog, a już go przeczytałam. Miniaturka też cudowna ^^. Zwykle nie komentuję, ale pomyślałam, że miłych słów nigdy za wiele. ;))
    Pozdrawiam i życzę weny. :)

    OdpowiedzUsuń