Rudowłosa skupiła się na uzupełnieniu wszystkich prac, których nie zrobiła. Pochłonęło ją to na kilka godzin. Kolacja rozpoczynała się za parę minut, a ona była dopiero w połowie. Zawiedziona, że nie zrobiła tego wcześniej, nie poddawała się. Obiecała sobie, że skończy to dzisiaj. Mimo, że na jutro już była przygotowana, to wolała zrobić pracę też na następne zajęcia by czuć się spokojniej.
Wszystkie dziewczyny były zajęte. Lizzy malowała starannie paznokcie nowym mugolskim wynalazkiem, który przysłała jej kuzynka z Ameryki. Vicky czytała jakieś nędzne romansidło i co chwilę słychać było ciche westchnienia zachwytu albo smutku. To było akurat wielką zagadką, bo dziewczyna miała podobne reakcje co do tych emocji. Sophie zaś leżała na łóżku i bazgrała coś w swoim pamiętniku. Od kiedy wróciły do dormitorium brunetka nie odzywała się do Lil. Nie miała zamiaru się poddać, jednak to nie było dobre posunięcie, bo każdy dobrze wie jak bardzo uparta jest ruda i jak ciężko jej przychodzi zrozumieć swój błąd. Zawsze Sof wyciągała pierwsza rękę, bo nie chciała się kłócić ze swoją przyjaciółką. Bardzo ją kocha i jest dla niej ważna, ale nie tym razem. Jej uczucia się nie zmieniły, ale to Lily nie doceniła jej wiecznego poświęcenia dla tej relacji.
Nagle dziewczyna odłożyła zeszyt i spojrzała na resztę osób będących w pomieszczeniu.
- Lizz, Vicky, idziecie na kolacje? – zapytała brunetka.
Ruda mimo tego, że poczuła się jakby jej w ogóle tam nie było, to nie pokazała nic po sobie poznać. Zrobiło jej się wtedy naprawdę przykro, lecz zacisnęła zęby i postanowiła zachować stoicki spokój.
- Jasne, idziemy. – odparła szybko Lizz zakręcając słoiczek z lakierem i podnosząc się.
- Idziesz Lily? – dodała Vicky gdy już były przy drzwiach.
- Nie – odpowiedziała nawet nie podnosząc wzroku z książki – Nie jestem głodna.
Dziewczyny nie zwróciły na to większej uwagi i wyszły. Gdy tylko zatrzasnęły się za nimi drzwi to Lily odsunęła się od stolika. Poczuła falę smutku i rozdrażnienia. Było jej przykro, że przyjaciółka w ogóle nie pomyślała o niej. Nie rozumiała jej, przecież nic nie zrobiła. Ruda wciąż broniła siebie i obwiniała Scorpiusa za to wszystko. W głębi jednak wiedziała, że to nie jest jego wina, że Sof ma rację, ale nie potrafiła tego dopuścić do swoich myśli.
Starała się jak najszybciej skończyć by przed powrotem współlokatorek wyjść z dormitorium. Nie chciała spotkać teraz przyjaciółki, miała ochotę na świeże powietrze, wieczorny spacer na przemyślenia i zastanowienie się nad wszystkim.
Nie minęło piętnaście minut, a Lil stała gotowa w swoim zimowym płaszczu – by się nie rozchorować, bo tego by sobie nie wybaczyła – i ruszyła przez Pokój Wspólny, korytarz, aż do Wejścia Głównego. Rozglądając się czy nikt jej nie widzi, wymknęła się i pobiegła na błonia. Tym razem się przygotowała i zabrała ze sobą swój zeszyt do rysunków i dwa ołówki. Chciała się w ten sposób zrelaksować.
Zrobił sobie miły kącik nieopodal jeziorka gdzie rozłożyła koc, który zostawiła przy szkole by nie przeszkadzał jej w drodze i przywołała do siebie. Spokojnie usiadła na ziemi i zaczęła przyglądać się pięknie oplatającym drzewa gwiazdom oraz księżycowi, który dawał światło temu wszystkiemu. Bez zastanowienia zaczęła rysować.
Miała pomyśleć nad wszystkim, lecz kompletnie zapomniała. Pochłoną ją jej własny, narysowany świat, który tworzyła. Rysowanie było jak ucieczka przed rzeczywistością, jak podróż do odległej planety, na którą wstęp miała tylko ona.
Trwało to już około godziny, gdy nagle usłyszała jakąś rozmowę nieopodal jej miejsca pobytu. Wystraszyła się i od razu rzuciła zaklęcie by się zasłonić. Nigdy o tym nie zapominała, lecz tym razem, w ogóle o tym nie pomyślała. Rozejrzała się i ujrzała dwie postacie. Jedna nieco wyższa od drugiej. Byli to mężczyźni. Musiała się bardzo skupić by ich usłyszeć.
- Usłyszałeś coś jeszcze? – zaczął jeden z nich ściszonym głosem.
- Nie zmieniaj tematu! – warknął drugi.
Lily znała te głosy, ale przez szum wiatru i wody w jeziorze nie dokładnie słyszała. Postacie nie były zbyt wyraźne, więc trudno było jej rozpoznać kim są te osoby.
- Wracamy do głównego tematu, więc mógłbyś mi w końcu odpowiedzieć – powiedział trochę głośniej mężczyzna.
- Jak porozmawiasz ze swoją córeczką, to MOŻE wrócimy do tematu – powiedział stanowczo wyższy.
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę. „Tato?” zapytała samą siebie. Wiedziała już dokładnie kto tam stoi.
- Lily powiedziała mi, że koniec ich znajomości, więc zacznij w końcu mówić Malfoy – Harry powiedział to stanowczo, lecz drżącym tonem, który oznaczał, że odczuwa zimno na dworzu.
- Mam nadzieję Potter! – blondyn na chwilę zamilkł – Słuchaj, usłyszałem tylko tyle, że ten nauczyciel żyje i wspominali coś o kontynuacji planu. Nie wiem dokładnie, nie mogłam aż tak blisko podejść.
- Dobra, porozmawiamy o tym z McGonagall. Tu może nas ktoś usłyszeć. – powiedział nieco spokojniej okularnik.
- Tylko cię ostrzegam! Na jednego Pottera się zgodziłem, co nie było proste, ale na kolejnego…
Lily już nie usłyszała dalszego ciągu, bo Malfoy wypowiedział to zdecydowanie ciszej niż wcześniej. Zamurowało ją. Wiedziała, że jest coś na rzeczy, ale to dotyczy Hogwartu. Nawet nie tyle co samej szkoły, ale nauczyciela. Musi to powiedzieć… Nagle w jej głowie pojawiła się pustka. Nie może tego nikomu powiedzieć, bo nie ma komu. Scorpius i ona nie rozmawiają, Sof też się od niej odsunęła. Poczuła się samotna. Ma rodzinę tutaj, ale to nie to samo. Komukolwiek powie o tym, to rozejdzie się po szkole.
Zauważyła, że dwie postacie zniknęły gdy ona zaczęła rozmyślać, więc zebrała wszystkie swoje rzeczy i ruszyła do skrótu, który znała. Bała się, że ojciec może być gdzieś w pobliżu wejścia do zamku. Chciała tego uniknąć.
Leżąc w łóżku Lily rozmyślała o sytuacji, której była świadkiem w nocy. Nie dawało jej to spokoju. Trudno jej było w tym wszystkim siedzieć samotnie. Tym samym nie przespała pół nocy na analizie wszystkich faktów i dochodzenia do tego co się tak właściwie dzieje. Mimo krótkiego snu, obudziła się przed wszystkimi. Kolejny raz wyglądała jak wrak człowieka. Bladość jej skóry jeszcze bardziej podkreślała sińce pod oczami. Rude włosy, zazwyczaj zadbane, tym razem wyglądały jakby trafił je piorun. Starała się naprawić coś zaklęciami, ale nawet one nie miały tak wielkiej mocy. Po kilku minutach męczarni, zrezygnowała. Ubrała się w szatę szkolną i wyszła z dormitorium. Postanowiła wyjść przed śniadaniem na dwór. Pogoda nie była przyjemna, ale za to widoki były naprawdę powalające. Mimo trzech lat spędzonych w tym miejscu, Hogwart dalej ją zachwycał.
Usiadła na marmurowej balustradzie, z której mogła ujrzeć dokładnie taflę słońca, które wznosiło się by za chwilę schować się za gęstymi chmurami. Przyglądała się temu zjawisku z wielkim podziwem. Nie wiedziała jak takie małe rzeczy mogą ją tak uspokajać.
- Przeszkadzam? – Lily aż podskoczyła i mało brakowało, a by spadła na dół. Szybko odwróciła się i zobaczyła przyjazny uśmiech Leona.
- Oh nie, tylko nie strasz mnie tak, proszę – spojrzała na niego i po chwili uraczyła go ciepłym uśmiechem.
- Wybacz, nie chciałem – przeprosił i usiadł obok dziewczyny – Czemu nie śpisz? – zapytał
- To jest ciekawsze od snu – odpowiedziała całkowicie omijając temat. Chłopak nie miał zamiaru dopytywać, był bardzo subtelny. To imponowało rudej. Oboje patrzyli jak zahipnotyzowani w piękny krajobraz przed sobą. Jednak panna Potter w końcu przerwała milczenie. – A ty co tu robisz?
- To nie pierwszy raz kiedy tu jestem o tak wczesnej porze – odpowiedział tajemniczo, nie patrząc na towarzyszkę uśmiechnął się i kontynuował – Po prostu lubię takie miejsca, widoki. To inspirujące i mimo takiego zimna, dodaje energii.
Lily w duchu się z nim zgodziła, lecz nic nie odpowiedziała na to. Przy Leonie czuła się swobodnie. Nawet jak nie rozmawiali, to ta cisza nie był niezręczna. To tak jakby rozumieli się bez słów.
- Może wróćmy do zamku, bo robi się zimno. – zaproponował.
- Tak, lepiej wracajmy. – odparła dziewczyna.
Chłopak zszedł i podał rękę Lily by pomóc jej zejść. Ona zaskoczona takim gestem, ujęła jego dłoń i zeszła. W tym momencie uświadomiła sobie, że zna tak mało osób, które by postąpiły tak jak Leon. Uśmiechnęła się ciepło i poszła przodem.
- Mimo tego twojego uśmiechu, wyglądasz na zmartwioną – zaczął niepozornie zielonooki.
- To nic takiego, nie ma czym się przejmować – powiedziała nie patrząc na chłopaka.
- Nie mam zamiaru cię zmuszać, jedynie… - urwał na chwilę, lecz zdecydował się dokończyć – trochę się martwię.
- Nie musisz, nie ma o co, wierz mi – spojrzała już na niego by okazać mu, że docenia to. – Wiesz, jesteś naprawdę miły, kulturalny i mądry. Dziwi mnie, że nie masz dziewczyny.
- A skąd wiesz, że nie mam? – tutaj Lily się zatrzymała. Leon powiedział to tak poważnym tonem, że zaczęła przeklinać w myślach. Takiej odpowiedzi się nie spodziewała. Zrobiła się cała czerwona na twarzy, było jej głupio.
- Przepraszam, ja nie… - nie zdążyła dokończy, a chłopak zaczął się śmiać.
- No przestań, żartowałem. Nie mam dziewczyny – Lily w duchu odetchnęła, ale i tak musiała pokazać swoje oburzenie. Uderzyła chłopaka w ramie ukazując swoje udawane obrażenie. – Ałaaa! A to za co?
- Za kłamstwo! Ty małpo. – chłopak dalej się śmiał i lekko przyspieszył kroku by znów nie dostać od rudowłosej. Dziewczyna po chwili też zaczęła się śmiać i dorównała kroku Riverowi. – No dobrze, w takim razie wciąż się nie dowiedziałam czemu nie masz dziewczyny.
- A muszę mieć? – odpowiedź pytaniem na pytanie nie spodobała się Lily, więc posłała mu morderczy wzrok. Szatyn tylko przewrócił oczami i mówił dalej – Oh, bo nie wszystkie dziewczyny są warte uwagi. Te, które mogłyby mnie zainteresować są albo zajęte, albo niedostępne. To nie takie proste.
- No rozumiem, że zajęte, to się nie ruszy, ale te niedostępne? Mogę ci pomóc jeśli chcesz? – uśmiechnęła się łobuzersko, a on tylko zaśmiał się pod nosem.
- Nie trzeba, jakoś sobie poradzę – spojrzał na nią z uśmiechem.
Tym optymistycznym akcentem, znaleźli się przy wejściu do Wielkiej Sali. Usiedli przy swoim stole i czekali na śniadanie. Osób nie było wiele, lecz powoli się zbierali.
Śniadanie minęło szybko, jednak Lily była zaniepokojona. Przy stole Ślizgonów nie znalazła białej czupryny, która prześladowała ją od początku pobytu w szkole. Mimo nerwów, które aktualnie nieco ustały, interesował ją. Przejmowała się tym co się z nim dzieje. Chociaż bardzo nie chciała, to jednak było od niej o wiele silniejsze. Nie mogła sobie wmawiać w nieskończoność, że nie jest dla niej ważny.
Pierwszym przedmiotem w tym dniu była Historia Magii. Dwie godziny rudowłosa pilnie słuchała wykładów nauczyciela i notowała każde najdrobniejsze słowa. Bardzo dobrze zaczęła dogadywać się z Leonem, więc to z nim spędzała najwięcej czas. Jednak mimo tego brakowało jej Sof. Czuła pustkę i musiała to naprawić. Nie chciała się z nią kłócić, była dla niej ważna. Postanowiła, że po zakończeniu zajęć pójdzie do niej i porozmawia o wszystkim.
Gdy już minęły dwie godziny Lily pożegnała się z szatynem i powiedziała, że znajdzie go później. Chłopak tylko kiwnął głową i odszedł. Ruda pobiegła w miejsce gdzie ostatni raz widziała swoją przyjaciółkę. Szla ona razem z Margaret. Zbliżyła się do nich i zatrzymała je.
- Sophie, możemy porozmawiać? – zaczęła zdyszana Gryfonka.
Brunetka spojrzała na swoją towarzyszkę i znacząco kiwnęła głową by je zostawiła. Marg uśmiechnęła się tylko ciepło i odeszła.
- Słucham? – oznajmiła oschle brązowooka.
- Sof przepraszam, wiem, zwaliłam. To ja! Nie chce się kłócić, jesteś moją najlepszą przyjaciółką. – zaczęła swoją litanię ruda.
- Trochę ci to zajęło – skomentowała panna Brown. – Ja też nie chce się kłócić, lecz już mnie denerwuje, że to ja wszystko naprawiam, że ja wyciągam rękę, że jestem tym pachołkiem, który jest na każde zawołanie. To się zmieni Lil. Kocham cię, ale nie doceniasz mojej pomocy i wysiłku, który wkładam w tę przyjaźń.
Lily chciała już coś powiedzieć, ale tym razem zatrzymała się i chwilę pomyślała. „Ma rację… To moja wina, to naprawdę moja wina. Obarczam ją swoimi problemami, a potem… eh, jestem okropna.”
- Wiem Sophie. Przepraszam, masz rację. Głupio postąpiłam, wiem, że ty chcesz dla mnie dobrze. – spuściła wzrok, była szczerze smutna.
- Oh no dobra, chodź tu – rozłożyła ramiona do przyjaciółki.
Ruda jak mała dziewczyna spojrzała na towarzyszkę ze łzami w oczach i wtuliła się jak w pluszowego misia. Ten moment był dla niej tak ważny. Nie wyobrażała sobie by dalej z nią nie rozmawiać.
- A teraz posłuchaj! Musisz się ogarnąć! Wiem jak to wszystko wyglądało ze Scorem, wiem też, że źle się z tym poczułaś. Rozumiem to całkowicie. Tak samo nie wypowiem się dokładnie, bo nie znam go na tyle, lecz jedno wiem. – spojrzała na Lily, która o dziwo słuchała i nawet nie drgnęły jej usta by się wtrącić – Czujesz coś do niego, widzę to i wiem jak się cieszysz gdy z nim rozmawiasz. Czy warto to tracić? Chciał cię przeprosić, naprawić to, może powiedzieć coś czego nie wiesz, wytłumaczyć. Nie musisz mu wybaczać, ale go wysłuchać co? Zrób to dla siebie, bo mimo, że nie rozmawiamy, to widzę jak codziennie szukasz go wzrokiem po sali. – dodała z lekkim uśmiechem – Nie męcz się kochana, proszę cię. – po tych słowach przytuliła przyjaciółkę kolejny raz. To było dla niej największym szczęściem. - Dodatkowo chciałam spytać czy ten cały Leon coś do ciebie nie… - nie zdążyła dokończyć, bo tym razem Lily już się obudził instynkt.
- Oh nie! – podniosła głos – znaczy się, nie – powiedziała już spokojniej – Jest tylko dobrym kolegą, jest bardzo miły. Z drugiej strony, powinnaś go poznać.
- No i to koniecznie, przystojny jest – powiedziała z łobuzerskim uśmiechem. Obie zaśmiały się i ruszyły na kolejne zajęcia.
Kolejne godziny mijały już przyjemnie. Rudowłosa zapoznała Leona z Sof i cała trójka spędzała czas na zajęciach. Mimo powrotu przyjaźni, Lily myślała o blondynie i o tym co powiedziała jej panna Brown. Nie chciała do siebie dopuścić tych wszystkich faktów, które przedstawiła jej współlokatorka, lecz miała rację. Codziennie szukała go wzrokiem przy posiłkach, chciała by na nią spojrzał, chciała zobaczyć jego uśmiech, ale wciąż coś ją blokowało. Dzisiaj go nie zobaczyła… Nie wiedziała co się z nim dzieje, jednak miała pretekst do rozmowy. Właśnie w tym momencie zapaliła jej się lampka. Ich rodzice współpracują, dlaczego oni nie mogą?
Pora obiadowa już się zbliżała, a trójka przyjaciół siedziała przy stole Gryffindoru wyczekując na jedzenie. W pewnym momencie na salę wszedł Scorpius, Albus i Lorenzo. Los się do Lily uśmiechnął, lecz jak to zrobić? Poczekała aż usiądą i spojrzała się znacząco na Sophie. Przyjaciółka od razu wiedziała o co chodzi.
- Idź tam. – zaczęła przyciszonym tonem.
- No i co powiem? Tam jest Albus. – powiedziała lekko przerażona.
- Zobacz, usiądź między Al.’em, a Scorem. Tak będzie najprościej mu szepnąć, że chcesz się spotkać. – dodała do tego uśmiech, który miał zmotywować przyjaciółkę do działania.
Lily ledwo myśląc wstała i ruszyła do stołu Ślizgonów. Nie obyło się bez skrzywionego wzroku osób należących do domu węża, ale nie obchodziło ją to.
- Cześć – powiedziała wciskając się między blondyna i swojego brata. Malfoy zaskoczony, zrobił Lily miejsce, ale nic nie powiedział.
- Co tam mała? – zaczął z uśmiechem Al. – Co cię sprowadza do Slytherinu? Chcesz się przenieść?
- Żartujesz? Ani mi się śni. – zrobiła skrzywioną minę, lecz za chwilę się uśmiechnęła – Chciałam w końcu pogadać przez chwilę ze swoim bratem, od początku roku nawet nie miałeś dla mnie czasu, bo ważniejsi są chłopacy i dziewczyna – dodała tajemniczo.
- Skąd ty…
- Ty naprawdę pytasz? Jestem twoją siostrą, ja wszystko wiem. – zaśmiała się szyderczo – Gorzej, że nie dowiedziałam się od ciebie tylko z plotek. Nie ładnie braciszku, powinnam się obrazić. – Chłopak tylko pokręcił głową z politowaniem, ale widać było, że poczuł się lekko zawstydzony.
Lily o spotkaniach Penny i Albusa dowiedziała się od Jamesa, bo widział ich razem. Nic szczególnego, ale trochę było jej przykro, że brat nic nie powiedział. Od zawsze sądziła, że mają świetny kontakt.
- Dobra, lecę. – uśmiechnęła się i wstając odwróciła się do Scorpiusa. – Porozmawiamy? – zapytała go prawie bezgłośnie. Chłopak tylko kiwnął głową potwierdzająco i gdy dziewczyna już odeszła to uśmiechnął się do siebie. Tego obrotu się nie spodziewał, lecz dalej było mu przykro, że tak go potraktowała ostatnim razem.
Lily wychodząc z Wielkiej Sali kiwnęła głową Sophie by wiedziała, że wszystko poszło zgodnie z planem. Stanęła przy drzwiach i czekała aż blondyn przyjdzie.
Chłopak wykręcił się szybko toaletom i wyszedł do rudowłosej. Zgarnął ją za ramie i poszli wzdłuż korytarza. Dłuższy czas szli w milczeniu, lecz gdy byli już w bezpiecznym miejscu Scor stanął i spojrzał na rudowłosą. Lil wyglądała na spiętą, stali w ciszy, lecz Malfoy nie mógł już dłużej wytrzymać, tak wiele chciał jej powiedzieć.
- Myślałem, że już nie porozmawiamy – zaczął spokojnie – Chciałem cię…
- Nie – przerwała mu stanowczo, przełknęła ślinę – Ja do ciebie w innej sprawie, chodzi o naszych rodziców.
- Coś się stało? – spojrzał lekko przerażony.
- Nie… To znaczy nie wiem, ale chce ci coś zaproponować – według Scorpiusa brzmiało to bardzo tajemniczo, ale nie miał zamiaru jej przerywać – Chodzi o to, że wczoraj byłam na błoniach i słyszałam rozmowę naszych ojców. Jest jakiś problem, większa sprawa, chodzi o Hogwart, a raczej o zniknięcie nauczyciela od Obrony przed Czarną Magią.
- Zniknięcie?
- Tak, on nie odszedł tylko zniknął. Nie wiem co się dokładnie dzieje, ale o to mi chodzi, by się dowiedzieć. Jesteś ze mną?
- Ja nie wiem… Nie do końca to wszystko rozumiem.
- Ja też! Dlatego chce się dowiedzieć i pytam czy chciałbyś ze mną współpracować? Proponuje to tobie, bo dotyczy to także twojej rodziny i nikt się nie może o tym dowiedzieć. – zatrzymała się na chwilę i spojrzała na chłopaka. Był trochę przerażony, ale z drugiej strony skupiony. Nie do końca wiedział co ma zrobić. Lily chciała powiedzieć mu o wiele więcej, ale nie mogła. Jeszcze nie teraz – Wchodzisz w to? – Zapytała spokojnie.
- Tak, możesz na mnie liczyć. – uśmiechnął się do niej lekko i odszedł. Liczył na coś więcej, lecz zauważył, że nie ma już na co.
Chyba najdłuższy rozdział jaki napisałam. Chciałam was przeprosić, że tyle czasu mnie nie było, ale nie miałam czasu na pisanie. Spokojnie, nie opuszczę bloga, nie zawieszę, będę dalej kontynuować, lecz na pewno wolniej, bo niestety nie mam teraz na to czasu. Dużo rzeczy zaniedbałam przez szkołę i pracę, oczywiście jeśli chodzi o blogi, ale mam nadzieje, że nikt się nie obrazi... Jeśli ktokolwiek tu jeszcze wchodzi.
Pozdrawiam osoby, które sprawdzają czy coś się tu dzieje. Buziaki!
Cieszę się, że wróciłaś. Rozdział super. Dobrze, że Lily zrozumiała błąd i pogodziła się z Sophie. Fajnie też, że pogadała ze Scorem.
OdpowiedzUsuńNiecierpliwie czekam na kolejny rozdział 😊
Dziękuje ci bardzo za te słowa, mam nadzieję, że niedługo ogarnę wszystkie swoje sprawy i znów rozdziały zaczną pojawiać się regularnie, ale jestem pewna - opowiadanie zostanie doprowadzone do końca. Nie poddam się!
UsuńPozdrawiam!
Rozdział, rozdział, rozdział! <3
OdpowiedzUsuńPrzybywam spóźniona, ale niestety u mnie to norma, nigdy nie wyrabiam się na czas.. :(
No ale jestem, a to w sumie najważniejsze, prawda? ;)
Lily nareszcie zmądrzała! ^^
Ciekawa jestem co też Ci tatuśkowie kombinują i co odkryją Lil i Scorpius ;>
Przy okazji Scorpiusa, kocham go, no! <3
Pozdrawiam cieplutko, buziaki i uściski! :*
http://polskaszkolamagii.blogspot.com/
Dziękuje Bardzo za miłe słowa i też jestem mega fanką Scorpiusa! Nowe pokolenie ogólnie bardziej mnie fascynuje niż poprzednie.
UsuńLily jeszcze w wielu kwestiach nas zaskoczy.
Także Pozdrawiam!
Wesołych Świąt! :*
Świetny blog i ciekawa historia.
OdpowiedzUsuńDziękuje.
UsuńPozdrawiam :*